Forum Napiszemy   Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Miałem tytuł, ale trzeba zmienić...

 
Odpowiedz do tematu    Forum Napiszemy Strona Główna » Wasza twórczość literacka / Opowiadanie Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Miałem tytuł, ale trzeba zmienić...
Autor Wiadomość
Lux
Gość






Post Miałem tytuł, ale trzeba zmienić...
Ponieważ nie pamiętam nawet, kiedy ostatnio coś na forum wstawiałem, to dzisiaj nadrabiam. Opowiadanie w świecie Najemników, ale sporo czasu po samej powieści. Po prostu nie jest powiązane w żaden sposób. Całość jest długa, więc wstawiam dwa pierwsze fragmenty tylko. To w sumie też sporo tekstu, ale jakby ktoś zechciał, to miłego czytania. Sprawdzanie nie jest konieczne, chyba, że ktoś bardzo chce ;D


Zielone wzgórza wydawały się falować, gdy wiatr potrząsał kłosami porastających je traw. Wiszące nad nimi błękitne sklepienie, zabarwiło się bladym szkarłatem, kiedy jaśniejąca w oddali słoneczna tarcza, poczęła zanurzać się pod drżący horyzont. Pojedyncze promienie pobłyskiwały między gałęziami odległych drzew, układając na ziemi koślawe cienie. Krajobraz otaczający samotną posiadłość, wznoszącą się na jednym ze wzgórz, wydawałby się niezwykle piękny i na pewno przykułby wzrok nawet tych zupełnie niezainteresowanych obserwatorów, gdyby nie ostry, mroźny wiatr uderzający z potężną siłą w mur okalające rezydencję.
Strażnicy kulili się przy paleniskach, na szczycie wieży piętrzącej się nad okolicą. Widoczny w oddali brukowany trakt już dawno opustoszał. Bramy pobliskich miast za chwilę miały zostać zamknięte, aż do następnego dnia. Kupcy woleli zakończyć swe podróże wcześniej, niż w wypadku opóźnień z konieczności rozstawiać się obozem przed murami. Jednak w posiadłości hrabiego Jacoba Servina wciąż panował gwar. Drewniane, okute mosiądzem wrota stały otworem, jakby oczekując ostatniego wędrowca, który jeszcze tego dnia ma je przekroczyć. I rzeczywiście, po chwili w oddali pojawił się powóz, eskortowany przez dwóch kawalerzystów w długich płaszczach i tarczami na plecach. Już z tak daleka dało się dostrzec proporzec powiewający nad drewnianą konstrukcją wozu.
-Patrzcie!- zawołał jeden ze strażników, odwracając się od paleniska i rozglądając wokoło.- Jadą!
Zaraz dołączyli do niego kolejni, przyglądając się uważnie nadjeżdżającej karawanie.
-Czy aby to oni?- zagadnął drugi, osłaniając dłonią oczy przed ostrymi promieniami zachodzącego słońca.
-Nie widzisz, jaką chorągiew dźwigają- parsknął pierwszy.- Przeto muszą być z Bakiru. Wołajcie na tych w dole, niech hrabiego uprzedzą.
Żołnierz zawołał. Zebrani na dziedzińcu służebni zaraz popędzili do posiadłości, by uprzedzić swego pana o przybyciu wyczekiwanej karawany. Jednak hrabia miał ważniejsze rzeczy do zrobienia. Przeżył już wiele lat i starość solidnie dawała mu się we znaki. Chociaż niewiele mógł się przysłużyć swej rodzinie, w przeszłości zdobył dostatecznie duży majątek, by teraz oddawać się błogiemu wypoczynkowi. Oczywiście nie zdołał raz na zawsze odciąć się od handlu, czy polityki i do jego siedziby wciąż przybywały karawany podobne do tej.
Wóz z eskortą dwóch uzbrojonych żołnierzy przejechał przez bramę, którą strażnicy od razu zatrzasnęli zakładając rygle. Konie zatrzymały się, ucichł szczęk podków. Strażnicy obserwowali z wieży, jak woźnica zeskakuje na ziemię i podchodzi do młodego, dumnego mężczyzny, który właśnie wyłonił się z posiadłości. Syn hrabiego Jacoba Servina wymienił kilka słów z przybyszem wskazując na magazyn. Powozowa eskorta również opuściła kulbaki po długiej podróży, pozostawiając wierzchowce stajennym. Jeden z nich zdjął żelazny hełm, ukazując przeciętą blizną twarz o wyrazistych rysach. Jego czujne, sokole oczy wędrowały po murach, by zatrzymać się na strażnicy i znów zwrócić się w stronę posiadłości hrabiego. Po chwili powoli ruszył za swym towarzyszem. Obaj zniknęli w drzwiach rezydencji, prowadzeni przez młodego syna hrabiego. Słudzy zaraz ściągnęli wóz do stajni, zabierając tam również wierzchowce eskorty. Strażnicy przypatrujący się wszystkiemu z wieży zadrżeli chłostani zimnym wiatrem i znów ścisnęli się wokół paleniska w mgnieniu oka zapominając o gościach.

Hrabia Jacob Servin skulił się w sobie, słysząc złowieszczy świst wiatru pośród pustkowi, otaczających jego posiadłość. Noc była czarna niczym smoła, choć jeszcze przed chwilą gwiazdy jasno świeciły na niebie. Jednak lodowaty wicher w przeciągu chwili przygnał z południa czarne chmury, które całkowicie spowiły nieboskłon, zrzucając przy tym na ziemię ciężkie krople deszczu. To właśnie ich dudnienie o szyby okien posiadłości wyrwały hrabiego ze snu. Gdy tylko otworzył oczy jego umysł poczęły bombardować pytania i odpowiedzi, jakie powinny pojawić się dopiero ze wschodem słońca, kiedy Jacob zaczynał pracę. Stało się jednak inaczej i stary szlachcic nie zmrużył nawet oka. Wciąż kręcił się niespokojnie po posiadłości, przemierzając zimne korytarze. Głuchy stukot drewnianej laski, którą się podpierał jeszcze bardziej go drażnił, jednak gdy tylko przystawał choćby na chwilę, czuł w nogach nieprzyjemne, bolesne pulsowanie. Więc chodził w kółko przyglądając się gobelinom, obrazom i statuom, które widział już setki razy, bo przecież sam kazał je tu sprowadzić.
Wreszcie zatrzymał się przed portretem swego pradziada, który żył jeszcze w czasach sławnego króla Anastasiana III. Podobnie jak wnuk, dziadek był referentem na dworze królewskim. Jacob uśmiechnął się do siebie. Chociaż wielu jego poprzedników sprawowało wysokie urzędy tylko jemu udało się dostać do Rady Królewskiej. Właśnie temu jego rodzina zawdzięczała dobrobyt i dostatki, w jakie opływali. Chociaż Jacob dawno już opuścił Radę, wciąż dzierżył w swych rękach wielką władzę, którą nieraz wykorzystywał do prywatnych spraw. ,,W końcu wszyscy tak robili”- tłumaczył się, gdy tylko trzeba było nieco naciągnąć któreś z praw panujących w Królestwie Kardii.
Hrabia uśmiechnął się do posągu swego pradziada i ruszył dalej przyglądając się wyłożonej na ścianach, bogatej boazerii. Lśniły w nich mętne ogniki dogasających pochodni, wiszących w uchwytach. Jacob minął duże lustro osadzone w złotej ramie, jednak zatrzymał się w pół kroku i zawrócił, by z kolei przyjrzeć się swojej własnej postaci. Chociaż nie był to widok w żaden sposób imponujący, to mimo wszystko stary hrabia uwielbiał tak stać i przyglądać się swemu odbiciu. Powtarzał wtedy w duchu niezliczoną ilość razy stałą formułkę.
-Jakże ja wiele osiągnąłem- wyszeptał prostując się na tyle, na ile pozwalał mu na to obolały kręgosłup.
W milczeniu podziwiał swoją postać, emanującą niemal żywym światłem na tle nieprzeniknionej ciemności, rozpościerającej się wokoło. Hrabia leniwym gestem przetarł klejące się powieki, gdy dostrzegł, że mrok za nim się porusza.
-Wariujesz- syknął sam do siebie.- A wszystko w skutek braku snu.
Chodź nie mógł mieć pojęcia, czy ta diagnoza jest właściwa, powoli ruszył do sypialni. Miał nadzieję, że wreszcie uda mu się w spokoju zasnąć.
-Przeklęty wiatr- parsknął, wsłuchując się w ostry, przeszywający świst.
Kroki zabrzmiały na korytarzu, gdy Jacob powoli ruszył dalej. Drewniana laska stukała cicho na posadzce, za każdym razem zagłuszając niosące się echo poprzedniego uderzenia. Wiatr zawył uderzając w okiennice. Hrabia zadrżał czując na plecach zimny powiem. Zatrzymał się, by spojrzeć skąd mógł dochodzić chłód. Mrucząc pod nosem przekleństwa na zapominalskich służących, przyjrzał się każdej okiennicy, lecz nie dostrzegł żadnej szpary. Wicher świsnął zagłuszając cichy zgrzyt otwierających się drzwi. Hrabia zadrżał gdy z pomieszczenia dmuchnął zimny podmuch.
-Parszywe psy- syknął Jacob, podchodząc do ciężkich wrót. Zimny dreszcz przeszedł mu po plecach, gdy dotknął równie zimnej klamki. Znów rozległo się skrzypienie zawiasów i drzwi zatrzasnęły się z głośnym łomotem. Wiatr zawył. Hrabia odwrócił się i ruszył... niedaleko przed sobą widział wyraźnie falujący kształt, który w mgnieniu oka zlał się z mrokiem.
-Co u diabła?- warknął, ponownie pocierając oczy.
Potem z głośnym westchnieniem ruszył dalej jednak ponownie kątek oka złowił niemal niedostrzegalne poruszenie. Gdy się odwrócił było już po wszystkim.
-Kto tam jest?!- zawołał hrabia, gniewnie uderzając laską o podłogę.
Dopiero wtedy w korytarzu pojawiły się mgliste zarysy. Postać poruszyła się dobywając coś zza czarnego płaszcza. Hrabia stał i patrzył, jak przedmiot toczy się w jego stronę. Zaraz jednak wrzasnął przeraźliwie i runął na zimną posadzkę, gdy nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Z przerażeniem przyglądał się makabrycznemu widokowi. Dreszcz targnął ciałem staruszka i ogarnęły go mdłości. Upiorna głowa, odrąbana od ciała patrzyła na niego pustymi oczodołami, w których błyszczały dwie złote monety. Hrabia zwymiotował czując jak przepełnia go niewyobrażalna rozpacz. Czarna postać skryta gdzieś w cieniu poruszyła się ,doskakując do starca i furkocząc długim płaszczem. Zawył wiatr, okiennice otworzyły się, łomocząc w ścianę. Wicher brzmiał niczym echo niemego krzyku, dobywającego się z trupich warg zabitego. Jacob dopiero teraz powoli uświadamiał sobie, do kogo niegdyś musiała należeć głowa, jednak przerażenie nie przepuszczało żadnych myśli do jego świadomości. Czarna postać pochyliła się nad nim ściągając z głowy kaptur.
-Witaj ponownie- syknął mężczyzna o wyrazistych rysach, pocierając dłonią długą bliznę, przechodzącą przez całą jego twarz.
Hrabia zawył zagłuszając ryk wiatru wpadającego do lodowatego korytarza. Okiennice trzasnęły o ścianę, zimna klinga dobytego spod szaty noża błysnęła w mroku. Jacob otworzył usta, gdy ostrze zagłębiło się w krtań, rozrywając szyję. Purpurowa posoka chlapnęła na nieskazitelnie czystą podłogę, gdy zabójca wyrwał ostrze z krtani i uniósł do kolejnego ciosu. Hrabia dostrzegł przez mgłę, która zasnuła jego wzrok prawe oko oprawcy – niewidzące i martwe. Znał tego człowieka. Opadło ostrze znów zagłębiając się w krtań. Zawył wicher.
Sob 11:33, 12 Lut 2011
Leonidas
Grafoman
Grafoman



Dołączył: 06 Gru 2010
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: mężczyzna

Post
Zrobimy tak. Poprawię Ci pierwszy akapit, a Ty mi powiesz, dlaczego to nie zostało zrobione przed publikacją opowiadania, ok.? Very Happy

„Krajobraz, (czy on może w ogóle coś otaczać? – tego akurat nie wiem, szczerze) otaczający stojącą się na jednym ze wzniesień samotną posiadłość, przykułby wzrok nawet najbardziej niewrażliwego na wdzięki przyrody obserwatora (wydaje mi się, iż określenie, że był piękny w tym wypadku nie jest potrzebne. A tak w ogóle, określenie „niezainteresowany obserwator nie jest za szczęśliwe Wink ). Zielone wzgórza zdawały się falować, gdy wiatr potrząsał trawą. Błękitne sklepienie (albo prościej: niebo) zabarwiło się na czerwono/różowo (blady szkarłat to trochę jak niski olbrzym), kiedy jaśniejąca (jak to było słońce, to chyba jasne, że w oddali jest, a nie tuż za posiadłością, nie? ;P ) słoneczna tarcza zaczęła (począć można dziecko) znikać za drżącym horyzontem (coś znika za horyzontem, nie pod, a zanurzyć można się w, nie obok, za, pod, przed, itp.).”

A teraz bez wstawek, sam tekst Wink

„Krajobraz, otaczający stojącą na jednym ze wzniesień samotną posiadłość, przykułby wzrok nawet najbardziej niewrażliwego na wdzięki przyrody obserwatora. Zielone wzgórza zdawały się falować, gdy wiatr potrząsał trawą. Błękitne sklepienie zabarwiło się na czerwono, kiedy jaśniejąca słoneczna tarcza zaczęła znikać za drżącym horyzontem.”

Może teraz ładnie po kolei. Przeniosłem na sam początek wzmiankę o posiadłości i krajobrazu, by nie wyskakiwało to znienacka gdzieś w połowie akapitu. Wydaje mi się, ze to jest w tym momencie najważniejsze – posiadłość, centralnie umieszczona, i otaczająca ją przyroda. Gdyby ta chałupa była do zauważenia dopiero po głębszym wpatrzeniu się w okolicę, to owszem, najpierw wypadałoby opisać, jak te zielone wzgórza wyglądają, dopiero później wspomnieć, że gdzieś tam za drzewami był jakiś dom, którego dało się dostrzec, dajmy na to, jedynie kawałek zachodniego skrzydła.
Dalej – napisanie, ze coś jest piękne i przykuwa uwagę… eee… niezainteresowanego obserwatora (w moim odczuciu to nie jest za najtrafniejsze określenie Wink ), może nie jest dosłownym powtórzeniem, ale wprowadza takie wrażenie, że traktujesz czytelnika jak idiotę, który nie byłby w stanie wywnioskować po reakcji kogoś nieczułego na wdzięki przyrody, że widok musiał być naprawdę piękny.
„Kłosami porastających je traw” – niepotrzebny patos. To, że była tam trawa, nie jest jakimś epickim wydarzeniem, by uderzać w podniosły ton. Wink To była po prostu trawa. I wiadomo, że rosła na wzgórzach, a nie gdzieś w przestrzeni.
Wywaliłem w niebyt wzmiankę o drzewach – zbyt szczegółowo o nich napisałeś, w momencie, gdy opisujesz tak rozległą przestrzeń. Czytelnik widzi kilka wzgórz, jakiś mały domek (z tej odległości) na jednym z nich i nagle zostaje teleportowany gdzieś pod drzewa, by móc poobserwować cienie. Wink
A wiatr ma się nijak do tego, co czytelnik (jak i bohater) może zaobserwować. Wink Bo albo coś się nam podoba, albo nie, wiatr nie może diametralnie zmienić krajobrazu (chyba że wyrywa drzewa i rozwala domy, to co innego). Poza tym kontraktował z falującą trawą – targana silnym wiatrem nie falowałaby, tylko leżałaby płasko. Falowanie kojarzy się z delikatnym, płynnym ruchem – a przynajmniej mnie.

Tym sposobem pierwszy akapit strasznie nam schudł, mimo to nadal nie jest idealny, jestem tego świadomy. Wink Z lekko bełkotliwej wyliczanki zrobiła się po prostu wyliczanka. Wink Ale jak na moje oko, teraz jest łatwiej wyobrazić sobie, jak to tam wyglądało. Trzeba założyć, że czytelnik posiada choć trochę wyobraźni i jak mu się napisze, że trawa falowała, to będzie wiedział, że rosła na wzgórzach, albo że skoro ktoś nie mający zadatków na romantyka, przygląda się okolicy, więc pewnie należy do tych ładniejszych.

Należałoby przeredagować w ten sposób całe opowiadanie, bo, z tego co widzę, cały czas skaczesz od ogółu do szczegółu - to tu to tam wtrącając coś całkowicie od czapy. Wink

Co do fabuły opowiadania. Jest strasznie niedopowiedziana. Dlaczego zamordowano hrabiego, dlaczego zrobił to ktoś z eskorty kupców i dlaczego strażnicy byli poruszeni, widząc, kto nachodzi? Skupiłeś się na opisie, zapominając o właściwej historii. Mam wrażenie, jakby gdzieś poza akcja tego opowiadania, toczyła się inna historia, a to był tylko taki przerywnik, zapowiadający przyszłe wydarzenia, którego istotę będzie można poznać później, wraz z rozwojem opowieści. Nie mogę więc ocenić tego jako całości, bo nie czuję, by była to całość. Jako fragment nic mi nie mówi, nie wiem, o czym przeczytałem, co chciałeś przekazać. Ot, scenka.


Post został pochwalony 0 razy
Pon 23:48, 14 Lut 2011 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum Napiszemy Strona Główna » Wasza twórczość literacka / Opowiadanie Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin