Forum Napiszemy   Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Miasto zagłady. Rozdział 3. Robi się niebezpiecznie

 
Odpowiedz do tematu    Forum Napiszemy Strona Główna » Wasza twórczość literacka / Powieści Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Miasto zagłady. Rozdział 3. Robi się niebezpiecznie
Autor Wiadomość
Don Self
Geniusz
Geniusz



Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 554
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: mężczyzna

Post Miasto zagłady. Rozdział 3. Robi się niebezpiecznie
Oto trzeci rozdział mojej powieści pt. MIASTO ZAGŁADY. nie będę was zamęczał długimi przemowami. Po prostu zachęcam do czytania i oceniania. smile)) Ten rozdzialik do krótkich nie należy, bo w Wordzie ma 7 stron A4, ale liczę na ocenę chociaż części. Tekst zawiera kilka niecenzuralnych słów, tyle ile widziałem oznaczyłem gwiazdkami, a na resztę wskoczy cenzura.


Robi się niebezpiecznie

1

W ciągu ostatnich dni, Berton nawiedziła fala śmierci. W dziwnych okolicznościach zginęły trzy osoby. Najpierw Szrama wyzionął ducha nad jeziorem Paso. Kilka dni po nim woda wykończyła Rogera Sandersa, ale w najdziwniejszych okolicznościach zginęła Emma Cale. Śmierć dopadła ją tydzień po ojcu, który dopiero, co położył się do grobu. Miała jeszcze tyle spraw do załatwienia, musiała zapłacić za na marmurowy nagrobek i pójść do terapeuty. Śmierć Rogera kompletnie ją rozbiła. Przez ostatnie dni chodziła wiecznie pijana. Anthony zaczął ją podejrzewać o jaranie maryśki, ale nie miał na to żadnych dowodów. Zgodnie z prawdą Emma nigdy nie dotknęła by tego gówna. Świetnie o tym wiedział, ale wolał się upewnić. Kiedyś spytał ją o to prosto w oczy, wszystkiego się wyparła, więc nie drążył dalej. Jak tylko odpuścił i starał się wrócić do normalności, zupełnie jak reszta rodziny, Emma wycięła mu taki parszywy numer! Pewnego dnia wybrała się nad strumień Red. Chciała zapalić znicz pod sosenką, przy której leżały fragmenty ciała Rogera. Coś ją zaatakowało i wciągnęło do wody. Przez jakąś chwilę szarpała się na dnie strumyka, a potem na powierzchni wody rozlała się plama krwi. Miała kolor brunatny, nazwa rzeczki przybrała coraz bardziej dosłownego znaczenia.
Kiedy Anthony się o tym dowiedział, poprosił żeby mu nie pokazywać jej zwłok. Wiedział, że ma słabe nerwy i kiedy zobaczyłby ciało żony, jeszcze tego samego dnia strzeliłby sobie w łeb ze strzelby Rogera. Nie chciał osierocić dwójki dzieci. Brad i Michael jeszcze opłakiwali Rogera po kątach, śmierć obojga rodziców mogłaby również ich zabić. Anthony zaczął się zastanawiać jak poinformować o tym, co się stało synów i Emily.
Kiedy wrócił z komisariatu policji w Berton, do domu, usiadł w jadalni na krześle naprzeciwko drzwi wejściowych. W domu nie było jeszcze nikogo poza
nim samym. Odetchnął głęboko i spojrzał w przestrzeń między salonem a holem.
Czekał aż ktoś otworzy te cholerne drzwi.
Miał nadzieję, że zrobi to Emily, jej pierwszej chciał powiedzieć. Potem dowiedzą się Brad i Michael. Miał nadzieję, że Emily, kiedy się już uspokoi pomoże mu przekazać dzieciom złe wieści.
Po godzinie piętnastej ktoś pociągnął za klamkę. W drzwiach pojawiła się Emily, a zaraz za nią weszli synowie Anthony’ego i Emmy.
Powiedział im, wszystkim. Strasznie płakali.

2

Anthony i Emily podjęli decyzję o opuszczeniu miasta dwa dni po pogrzebie Emmy. Powiedzieli o wszystkim chłopcom, oboje poczuli ulgę. Berton od dzisiaj kojarzyło im się z podwójną tragedią. Anthony nadal brał coraz silniejsze leki uspokajające. Twierdził, że żadne inne na niego nie działają. Emily powtarzała mu jak jego własna matka, że to niezdrowo, ale posłał ją do diabła. Kobieta często płakała w swoim pokoju. Chwilę przed wyjazdem na zawsze z Berton cała czwórka po raz ostatni spojrzała na stary dom i odjechali. Z nikim się nie żegnali. Mieszkańcy miasteczka dopiero kilka dni po ich wyprowadzce dowiedzieli się o wszystkim, ale nie mieli pojęcia, dokąd pojechali. W każdym razie już nigdy nie wrócili.
Jak się okazało, rok później, Anthony wylądował w szpitalu psychiatrycznym. Przeholował ze środkami uspokajającymi i zaczął miewać omamy. Twierdził, że Emma odwiedza go codziennie w nocy i z nim rozmawia do rana. Faktycznie on całymi dniami chodził niewyspany, mówił, że cierpi na bezsenność. Zwinęli go w kaftanie dopiero jak chciał zastrzelić Emily z dubeltówki, po tym jak kazała mu się przespać.
Brad i Michale trafili do sierocińca w Ohio, kawał drogi od Berton. Nikt nie chce ich zaadoptować. Są uważani za przeklęte bachory, do których, jeśli ci życie miłe, lepiej się nie zbliżać.
Co się stało z Emmą? – pytali jej starzy znajomi z Berton. Tego właściwie nikt nie wiedział. Niektórzy twierdzą, że przeprowadziła się z córką na Florydę, a inny mówią, że zbzikowała i zabiła siebie i Mary w jakiejś chacie, w lesie. Ta druga historia jest bardzo prawdopodobna, ponieważ wszczęto za nimi poszukiwania, ale nie przyniosły skutku.
Nikt nie liczy, że się znajdą. Z biegiem czasu wszyscy o nich zapomnieli. Teraz miasto miało inne zmartwienie. Tajemnicze zgony zaczęły się trafiać w Berton coraz częściej. W niektórych przypadkach ludzie ginęli z powodu zachłyśnięcia wodą, rozległych poparzeń podczas kąpieli w wannie, czy tak jak Roger całkowicie posiekani. Kolejnym problemem był całkowity brak ryb w jeziorze Paso. Za to woda w nim zmieniła się z kryształowej w brunatno czerwoną. Nie nadawała się do picia. Badania wykazały, że są w niej komórki krwi.
Rybak Sam Marshall zginął podczas nocki nad jeziorem Paso. Został rozpłatany przez jakiegoś drapieżnika, ale to nie było zwierze lądowe. Został zaatakowany w łodzi, jakieś dwieście metrów od brzegu. To bardzo dziwne, zwłaszcza, dlatego, że w Berton nie odnotowano podobnego przypadku. Ponadto tutaj nie ma latających wilków czy innych tego typu drapieżników. Jim Smith przez jakiś czas sądził, że to mogły zrobić sępy albo orły czy jastrzębie, ale w ostateczności obrażenia, których doznał Marshall były sprzeczne z tezą szeryfa.
Coś, co zabiło Sama nie było zwierzęciem. To zrobiło coś innego. Może za tym stoi człowiek?
Nie to niemożliwe, nikt w Berton, by w to nie uwierzył. Niedorzeczność, to miasto nie wychowało żadnego mordercy. Problem w tym, kto lub co za tym stoi, jeśli nie człowiek. To byłoby jedyne logiczne wyjaśnienie sprawy, gdyby nie pojawił się kolejny kłopot. Brak jakichkolwiek odcisków palców, śladów naskórka pod paznokciami Sama i tym podobnych materiałów DNA. Ani jednego zgubionego, przez zabójcę rybaka, włosa albo jakiejś osobistej
rzeczy. Powodowało to jego nieuchwytność. Jim dobrze wiedział, że nikt nigdy nie rozwiąże tej zagadki.
Z czasem zmienił zdanie. Ta sprawa zaczęła się sama rozwiązywać.

3

W chwili, kiedy woda zalała miejskie kanały i wodociągi, starzy kumple Szramy bawili się w najlepsze w lesie pod miastem. Młody Joe wpadł na pomysł obejrzenia domu opuszczonego przez Sandersów.
– Podejdziemy tylko na moment. Popatrzymy z daleka. – powiedział do Lincolna Juniora. Tak nazwał go ojciec. Żeby nikomu się nie mylili. Matka LJ’a mówiła do niego czasami Linc, bardziej podobała się jej pierwsza opcja. Ksywa była krótsza i nawet ładnie brzmiała.
– No nie wiem. Matka się na mnie wkurzy jak się dowie. – usprawiedliwił się. Tak naprawdę jego starzy nigdy by się o tym nie wiedzieli. LJ zwyczajnie się bał. Joe wiedział o tym, więc dalej próbował go przekonać.
– Nie ma się czego bać. To będzie tylko chwilka, popatrzymy z daleka, a do środka zerkniemy przez okna.
– Chodzą plotki, że Szramę wykończył stary Sanders, zrewanżował się za to zamknięcie w kiblu. Jeśli to prawda to teraz zemści się na nas za to, że wchodzimy na jego teren. – powiedział zachowując powagę LJ. On chyba naprawdę w to wierzył. Joe nie był przekonany, co do tych plotek, ale nic innego mu nie pozostało, bo sprawa śmierci Rona do teraz się nie wyjaśniła. Jeśli policja na nic konkretnego nie wpadła to ludzie zaczęli snuć teorie i wyciągać wnioski.
Bliscy kumple Rona poszli nad jezioro Paso dwa dni po jego śmierci. Nic nie znaleźli, ale Joe widział coś w wodzie. Wyglądało jak żabie jaja, ale były krwisto czerwone z białą plamką w środku. Pamiętał tylko, że jak przyklęknął nad wodą, żeby się im dokładnie przyjrzeć, coś ugryzło go w łydkę. Miał wrażenie, że to był sporych rozmiarów komar albo mucha. Kiedy spojrzał na nogę miał tam dwie czerwone kropki. Nie czuł bólu.
– To tylko pomówienia, ale jeśli chcesz się przekonać, jaka jest prawda musimy zajrzeć do garażu Rogera. – powiedział podekscytowany Joe. Podskoczył i klasnął w dłonie. W pewnym momencie zabolała go prawa noga. Nie miał pojęcia, czemu, ale poczuł palący ból, który po kilku sekundach całkowicie ustąpił.
– No nie wiem. Po co mamy wchodzić do jego garażu? – spytał, choć domyślał się, jaka będzie odpowiedź. Był tutaj za każdym razem, kiedy Szrama wchodził do domu Sandersa, podczas gdy ten srał w swojej drewnianej budzie. Kiedy wyszedł opowiadał o zardzewiałej siekierze. Twierdził, że stary Roger zaszlachtował nią swoją żonę wiele lat temu.
– Przekonamy się o tym, co mówił Szrama – powiedział Joe, a potem dodał smutniejszym tonem – kiedy żył.
– Niech będzie, ale tylko na chwilę. Ty tam wejdziesz, ja wolę zaczekać na zewnątrz. – powiedział ze spuszczoną głową LJ. Założył ręce za plecami i poszedł przed kumplem. Joe bez słowa pognał za nim. Najwyraźniej uznał propozycję Linca za rozsądny układ. W każdym razie będzie miał szansę dowiedzieć się wszystkiego, o czym nie zdążył powiedzieć im Szrama.
Kiedy doszli na miejsce Joe bez zastanowienia ruszył w kierunku płotu. Kiedy stał po drugiej stronie ogrodzenia rozejrzał się na boki, gdy upewnił się, że nikt nie nadjeżdża, a samochodu szeryfa nie widać w pobliżu może zaczynać swoją misję. Skoczny chłopak bez trudu przedarł się przez żywopłot otaczający główne ścieżki w ogromnym ogrodzie Sandersów. Joe kiedyś słyszał od swojego dziadka, że rodzina Rogera mieszkała tutaj od wieków. Drzewa rosnące w ich ogrodzie mają po sto pięćdziesiąt albo dwieście lat, może poza żywopłotem i nowymi kwiatami posadzonymi w klubie przez Emmę miesiąc temu.
O domu Sandersów krążyły różne dziwne historie. Jedną z nich jest fakt, że Roger był w połowie Polakiem. Jego matka mieszkała w Warszawie przez pół życia, potem przeprowadziła się do Berton i tutaj zmarła.
Joe nie znał tej opowieści, pewnie jak każdy w jego wieku mieszkaniec Berton. Szrama również zginął nic o tym nie wiedząc. Roger świetnie mówił po angielsku, ale czasami po pijaku zaklął po polsku. Dzięki staremu Sandersowie każdy stały bywalec baru umiał przeklinać po polsku.
Nie minęło pięć minut, a Joe był już przy drzwiach frontowych. Zajrzał przez okno do salonu. W środku było nienagannie czysto, jakby codziennie ktoś tutaj zaglądał i sprzątał. Nowe meble stały na swoim miejscu, w pewnym momencie Joe zauważył wyłaniającą się zza rogu plazmę.
– O w mordę! Oni to wszystko zostawili na pastwę złodziei?! – mruknął z niedowierzaniem przyklejony do szyby. Potem zerknął w stronę LJ’a. Chciał się upewnić czy ta ciota nadal tam stoi. Pewnie cały czas trząsł gaciami. Jego szczęście, siedział w rowie i ani myślał się stamtąd ruszyć bez Joego.
Młody McMurtry obszedł dom dookoła. W pewnym momencie natknął się na małe okienko w garażu. Było otwarte. Joe zbliżył się do niego, z bijącym sercem zajrzał do środka. Ostrożnie przecisnął się przez nie do środka. Zrobiło mu się zimno i trochę się spocił. Rozejrzał się na boki. Było ciemno jak w dupie. Delikatnie przesuwał dłoń po ścianie w poszukiwaniu włącznika światła. Udało się. Duże pomieszczenie rozświetliły dwie białe jarzeniówki zamontowane na bocznych ścianach. Joe zaczął szukać czegoś konkretnego. Miał nadzieję natknąć się na tą starą siekierę, o której słyszał od Rona, ale nigdzie jej nie było.
– Może stary Roger faktycznie użył jej po raz kolejny. – mówił do siebie przeszukując szafki ustawione pod ścianami garażu. – Ta wersja z jego późniejszym samobójstwem byłaby teraz bardziej prawdopodobna, ale zanim to zrobił pozbył się siekiery. Tylko gdzie ją schował? – kontynuował Joe. Z czasem poczuł się tutaj bardzo swobodnie. Nadal martwił go fakt, że do tej pory niczego nie znalazł.
W pewnym momencie jego oczom ukazał się nóż myśliwski leżący w kącie między szafą a ścianą. Joe bez zastanowienia wyjął go z pochwy. Nie było na nim śladów krwi, których się spodziewał. Nie przyglądał się więcej ostrzu. Odłożył je na miejsce.
– Przebiegła gnida z ciebie była Roger. – wycedził przez zęby. Nie zauważył uchylonych drzwi łączących garaż z domem. W pewnym momencie poczuł na karku czyjś wzrok.
– Chyba zwariowałem. – powiedział kiedy się odwrócił w kierunku dębowych drzwi. – Głowę daję, ze jak tu wszedłem były zamknięte. Co jest do chol***? – zaklął do siebie. Jak sądził to pewnie LJ robi sobie z niego żarty i wlazł do domu przez jakieś okno uchylone po drugiej stronie domu.
Kiedy sprawy zaszły za daleko miał cichą nadzieję, że to są tylko żarty.
Na zewnątrz było spokojnie, nikt tędy nie przejeżdżał, Joe zdawał sobie sprawę, że jakby duch Rogera go tutaj odwiedziłby nikt nie usłyszałby jego wołania o pomoc. Na pewno zostałby z nim sam na sam, bo LJ jakby tylko usłyszał, że ktoś krzyczy w niebogłosy uciekłby przerażony jak najdalej. Cóż nie należał do odważnych. W sumie nigdy się z tym nie krył. Mimo strasznego tchórzostwa był z niego równy gość. Joe doskonale o tym wiedział, ale teraz nie było to zbyt istotne. W głębi serca wyczuwał zagrożenie. Nie było mu do śmiechu.
– Kto tam jest? – Zawołał, kiedy w holu za drzwiami garażu coś zastukało w podłogę. Ostrożnie zrobił krok do tyłu i wychylił głowę w prawo żeby lepiej widzieć wąski korytarzyk za uchylonymi drzwiami. Nie było widać nikogo. Joe poczuł ulgę, nic dziwnego. Odetchnął głęboko i osunął się na stojącą za nim szafę trzydrzwiową.
– Zmywam się stąd. – Rzucił i ruszył w kierunku okna. W pewnym momencie coś go tknęło żeby przejść przez dom i wyjść drzwiami frontowymi. Niech LJ wie, że Joe niczego się nie boi. Ostr5ożnie przeszedł przez hol, który przed chwilą był nawiedzonym miejscem. Nie było co do tego żadnych wątpliwości, kto, jak kto, ale Joe dobrze znał się na historiach z dreszczykiem. Świetnie wiedział, co oznacza stukanie w opuszczonym domu. Miał wchodzić do salonu, ale w ostatniej chwili skręcił w prawo. Minął wejście na piętro i zobaczył schody prowadzące w ciemność na dół. To na pewno droga do piwnicy.
– Może Szrama się pomylił. Możliwe, że ta siekiera leży w piwnicy a nie w garażu. – powiedział do siebie. To ma sens – pomyślał.
Dlaczego nie?
W końcu do piwnicy rzadko ktoś zagląda. Nie ma tam niczego ciekawego, nawet auta nie można zaparkować. Tam stary Sanders mógł ukrywać swoje zabaweczki.
– Może Roger zbudował tam domową salę tortur? – zaśmiał się i zszedł na dół. Położył dłoń na posrebrzanej klamce i zawahał się chwilę. W końcu nie był do końca pewien, co tam zobaczy.
Może Sandersowie wcale nie wyprowadzili się z miasta?
Może cała piątka wisi tam na pięciu stryczkach przymocowanych do sufitu? Jeśli to prawda, ich ciała rozkładają się już, od co najmniej trzech albo czterech dni.
– Może jednak tam nie pójdę. Czasami o niektórych sprawach lepiej nie wiedzieć. – powiedział. Problem w tym, że nieodparta chęć przekonania się na własnej skórze jak wygląda naprawdę nawiedzony dom zwyciężyła. Joe nie zastanawiał się dłużej niż to było konieczne i uchylił drzwi. Od jego nosa odbiła się fala ostrego smrodu. To nie był zapach zwłok, przynajmniej tak sądził. Wygląda na to, że nikt tutaj od dawna nie wpuścił świeżego powietrza.
– O chol***, jaki smród! – powiedział zakrywając usta oraz nos rękawem. Otworzył drzwi na oścież i wsparty o klamkę wszedł do środka. Wymacał włącznik światła na prawo od wejścia. Pomieszczenie rozświetliła fala żółtawego światła. Joe rozejrzał się. Na szczęście na horyzoncie nie było widać żadnego rozkładającego się sztywniaka. Odetchnął z ulgą i podszedł do półek na przeciwległej ścianie. Kompletnie nic. Szukał kilka minut, może kilkanaście tutaj kompletnie stracił poczucie czasu. Przeszukiwał dokładnie szuflada po szufladzie, ale nie znalazł nic godnego uwagi. Może poza czerwonymi kombinerkami, ale to raczej nie była krew tylko farba. Zrezygnowany odłożył je na bok.
W pewnym momencie coś go tknęło. Spojrzał w kierunku rur odprowadzających wodę wiszących kilka centymetrów nad podłogą na ścianie naprzeciwko drzwi. Coś z nich wyciekało.
– Co to takiego? – powiedział Joe i podszedł bliżej. Uklęknął przy ścianie i dotknął rury. Była gorąca. Wydzielina, która z niej wypływała miała ciemnobrązowy kolor. Była gęsta. Coś tknęło go żeby tego dotknąć.
– Kur**, jakie gorące! – zawołał. Podskoczył na równe nogi i odwrócił się w kierunku wyjścia.
W pewnym momencie się przewrócił.
– Co do chole…?!
4

LJ Siedział bezczynnie w rowie przed domem Sandersów, właściwie to ich starym domem. Czyj by nie był to i tak strasznie tu nudno.
– Kiedy on stamtąd wyjdzie? – niecierpliwił się LJ spoglądając na zegarek opasany wokół jego grubej ręki. Prawdziwe złoto, szwajcarski. Lubił się nim chwalić przy kolegach, albo jeszcze lepiej przy koleżankach. Liczył, że tym im zaimponuje, tak naprawdę ciągle się błaźnił. Nikt mu nigdy o tym nie powiedział, ale za plecami każdy się śmiał. Swoją drogą wszyscy ci, co to robili byli większymi tchórzami od biednego LJ’a.
– Może pójdę po niego? – pomyślał. – Co jeśli Roger go dopadł? Boże nawet nie chcę o tym myśleć. – dodał. Miał nadzieję, że się myli, ale w tym miasteczku nie można niczego być pewnym. Przynajmniej w ostatnim czasie.

W dzisiejszym numerze „Wieści z Berton” opublikowano dziwny artykuł. Jako pierwszy przeczytał go właściciel kiosku na rogu Central Street Josh Davis. Kiedy zobaczył nagłówek o mało nie zwymiotował wypitej przed chwilą kawy.
„MIASTO W NIEBEZPIECZEŃSTWIE! Rezerwy wody zostały zatrute!” Josh spojrzał poniżej i zaczął czytać na głos, mimo, że nie było, do kogo.
– Miejskie rezerwy wody zostały zatrute bakteriami. Wykrytych pasożytów nie da się w żaden sposób zidentyfikować. Prawdopodobnie jest to jakaż nowa, nie znana dotąd ludzkości, zaraza. Jak ustalili nasi dziennikarze w Berton na chwilę obecną nie ma ani kropelki wody nadającej się do picia. Te niepokojące informacje przekazał nam burmistrz miasta.
Naukowcy zdążyli ustalić, że nowa bakteria nie atakuje niczego innego poza wodą. Napoje i innego rodzaju płyny są poza jej zasięgiem. Skażoną wodę można w bardzo prosty sposób rozpoznać. Mianowicie jest koloru brązowego, i w bardzo szybkim tempie zmienia swoją temperaturę. Począwszy od bardzo wysokiej, sięgającej siedemdziesięciu stopni Celsjusza do bardzo zimnej. Jak donoszą nasi informatorzy do szpitala w Berton na skutek rozległych poparzeń zmarł szeryf Jim Smith.
Brał prysznic. W pewnym momencie usłyszałam przeraźliwy krzyk męża. Kiedy weszłam do łazienki on leżał na posadzce cały w czerwonych bąblach. – wspomina zapłakana Betty Smith. Tragiczna śmierć jej męża spowodowała ogromne zainteresowanie dziennikarzy spoza miasta, między innymi „New York Times”.
W tym mieście dzieję się coś naprawdę niedobrego. – powiedział Josh i odłożył gazetę na bok. Ktoś wszedł do sklepu. To był jego stary znajomy Teodor Everett. Mieszkał w Berton od dziecka i jak sięgał pamięcią w mieście nigdy nie było tak źle. Tym bardziej, że nikt nie wiedział jak zatrzymać albo, chociaż spowolnić dalszy rozwój wypadków.
– Cześć Ted. Słyszałeś, co się stało z szeryfem? – zapytał, chociaż domyślał się jego odpowiedzi. Everett zmarszczył czoło. Oczom Josha ukazała się fala głębokich zmarszczek na czole kolegi, który kończył w październiku sześćdziesiąt lat. Mimo takiego wieku trzymał się całkiem nieźle. Wiele lat temu codziennie uprawiał jogging. Być może to go zakonserwowało.
– Tak, słyszałem i nie mogę w to uwierzyć. – powiedział. – Znałem Jima od dwudziestu lat. Sam rozumiesz. – dodał. Josh dobrze wiedział, że Ted celowo zakończył tak to zdanie. Nie mógł wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Nie chciał rozpłakać się przy kumplu. To byłoby niepoważne.
– Rozumiem. – powiedział. Starał się to zrozumieć. Najwyraźniej Ted doceniał jego chęci. Kupił gazetę i wyszedł. Nie powiedział mu nawet „do widzenia”. Być może zapomniał. To się zdarza w takich chwilach jak ta; i to bardzo często.


Post został pochwalony 0 razy
Pią 16:44, 27 Sie 2010 Zobacz profil autora
yoko
Mentor
Mentor



Dołączył: 07 Cze 2010
Posty: 706
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z szarego papieru
Płeć: kobieta

Post
Cytat:
W ciągu ostatnich dni, Berton nawiedziła fala śmierci.

Bez przecinka po ,,dni''.

Cytat:
który dopiero, co położył się do grobu

Bez przecinka

Cytat:
musiała zapłacić za na marmurowy nagrobe

Za czy na?

Cytat:
nigdy nie dotknęła by tego gówna.

Dotknęłaby

Cytat:
Miała kolor brunatny, nazwa rzeczki przybrała coraz bardziej dosłownego znaczenia.

Zastosowałeś się do rady Luxa Wink
Może przybierała?
Cytat:
Kiedy wrócił z komisariatu policji w Berton, do domu

Bez przecinka

Cytat:
Czekał aż ktoś otworzy te cholerne drzwi.

Po ,,czekał''.

Cytat:
Miał nadzieję, że Emily, kiedy się już uspokoi pomoże mu przekazać dzieciom złe wieści.

Po ,,uspokoi''.

Cytat:
Anthony zaczął się zastanawiać jak poinformować o tym, co się stało synów i Emily.

Po ,,stało''.

Lepszy rozdział od drugiego, ta część podobała mi się bardziej. Jest dobrze, ,,wciągająco''. Robi się coraz ciekawiej.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez yoko dnia Pią 17:14, 27 Sie 2010, w całości zmieniany 3 razy
Pią 16:52, 27 Sie 2010 Zobacz profil autora
Lux
Gość






Post
Cytat:
Anthony zaczął ją podejrzewać o jaranie maryśki


Nie wiem, czy w tym przypadku narratorowi wypada używać tak potocznego słownictwa. Moim zdaniem nie bardzo, ale to pewnie zależy od autora.

Cytat:
Zgodnie z prawdą Emma nigdy nie dotknęła by tego gówna


Tutaj też nie pasuje, by narrator mówił ,,tego gówna", bo to jest zwyczajnie jego ocena, a nie część powieści. I tutaj mam pewność.


Wybacz, ale na razie muszę zostawić. Dokończę, jak będzie trochę czasu ;D
Pią 16:57, 27 Sie 2010
yoko
Mentor
Mentor



Dołączył: 07 Cze 2010
Posty: 706
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z szarego papieru
Płeć: kobieta

Post
Cytat:
Berton od dzisiaj kojarzyło im się z podwójną tragedią

Może nie tyle od dzisiaj, co od pogrzebu, śmierci?

Cytat:
Zwinęli go w kaftanie dopiero jak chciał zastrzelić Emily z dubeltówki, po tym jak kazała mu się przespać.

Po ,,dopiero''. Przyjemny powód, aż się uśmiechnęłam. Podoba mi się Very Happy

Cytat:
Co się stało z Emmą? – pytali jej starzy znajomi z Berton.

A ja powiem, że został z niej kawałek. Skoro był pogrzeb, to chyba wszyscy wiedzą, co się z nią stało. Chyba że chodziło tobie o Emily.

Tyle do następnego fragmentu, resztę przeczytam później. Wybacz, nadeszła wena, trzeba to wykorzystać Smile


Post został pochwalony 0 razy
Pią 17:48, 27 Sie 2010 Zobacz profil autora
malankajunko
Pisarzyna
Pisarzyna



Dołączył: 28 Maj 2010
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Warszawy
Płeć: kobieta

Post
Pozwolisz że nie będę poprawiać, bo nie mogę! Tak mnie to wciągnęło! Ale jedno bym ci podpowiedziała: jak piszesz to co jest w Gazecie to pisz to innymi literami i tak jak w gazecie. Rób jak chcesz ale tak by ładnie wyglądało. Ale to naprawdę jest świetne! Czekam na dalszy ciąg tego!


Post został pochwalony 0 razy
Pią 20:18, 27 Sie 2010 Zobacz profil autora
Don Self
Geniusz
Geniusz



Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 554
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: mężczyzna

Post
Dzięki za dobre słowo, opłaciło się prawie 6 lat głowienia jak zrobić, żeby było ciekawiej niż w poprzednim kawałku Smile


Post został pochwalony 0 razy
Pią 21:08, 27 Sie 2010 Zobacz profil autora
yoko
Mentor
Mentor



Dołączył: 07 Cze 2010
Posty: 706
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z szarego papieru
Płeć: kobieta

Post
Dzisiaj tylko pobieżnie, to co najbardziej rzuciło mi się w oczy, gdy czytałam z zaciekawieniem.

Cytat:
Kiedy stał po drugiej stronie ogrodzenia rozejrzał się na boki, gdy upewnił się, że nikt nie nadjeżdża, a samochodu szeryfa nie widać w pobliżu może zaczynać swoją misję

Po ,,ogrodzenia''. Zmieniłeś czas, jak to ,,może zaczynać''?

Cytat:
Czyj by nie był to i tak strasznie tu nudno.

Znowu wtrącenie narratora. Może dla chłopca było strasznie nudno?

Jest lepiej niż w poprzednim rozdziale, historia wciąga. Najbardziej podobają mi się zakończenia fragmentów. Każą wręcz czytać dalej. Dopieścić trochę tekst i będzie wspaniale, moim zdaniem.


Post został pochwalony 0 razy
Sob 14:12, 28 Sie 2010 Zobacz profil autora
Don Self
Geniusz
Geniusz



Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 554
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: mężczyzna

Post
Super dzięki za ocenę. Zachęcam do przeczytania czwartego rozdziału tej historii. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Sob 14:44, 28 Sie 2010 Zobacz profil autora
malankajunko
Pisarzyna
Pisarzyna



Dołączył: 28 Maj 2010
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Warszawy
Płeć: kobieta

Post
Z chęcią przeczytam!


Post został pochwalony 0 razy
Sob 19:06, 28 Sie 2010 Zobacz profil autora
Don Self
Geniusz
Geniusz



Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 554
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: mężczyzna

Post
Nie sądzę, żeby spodobał się wam tak jak ten, bo dostrzegłem w nim wiele pomyłek, znacznie większych niż tutaj.


Post został pochwalony 0 razy
Sob 20:08, 28 Sie 2010 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum Napiszemy Strona Główna » Wasza twórczość literacka / Powieści Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin