Forum Napiszemy   Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Opowiadanie

 
Odpowiedz do tematu    Forum Napiszemy Strona Główna » Projekty Forumowe / Opowiadanie I Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Opowiadanie
Autor Wiadomość
Graphoman
Minister wielki koronny



Dołączył: 29 Sie 2008
Posty: 1888
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź
Płeć: mężczyzna

Post Opowiadanie
Ziemie Enderlandu były już zmęczone i wyniszczone przez rozliczne wojny, jakie prowadzili ze sobą ludzie. Duchy i opiekunowie niegdyś pięknych miejsc, które zniszczono i splugiawiono odczuwały coraz silniejszy gniew, który wreszcie musiał być uwolniony...

Pewnego spokojnego dnia, na dalekiej północy, gdzie rzadko można było spotkać człowieka i gdzie rosła piękna i gęsta puszcza poprzecinana czystymi rzekami i lazurowymi jeziorami, w powietrzu zaczęła zbierać się nieodgadniona siła, która poczęła kumulować się i tworzyć gigantyczne skupisko magii.
Woda w jeziorze zabulgotała złowrogo, a z jej toni począł wyłaniać się dziwny, bezkształtny twór, który powoli wytoczył się na brzeg. Kula wody o nieokreślonym kształcie począł ruszać się i formować ludzki kształt. Ciało pierwszego żywiołaka, który postanowił sprzeciwić się zniewagom ze strony ludzi przypominało nieco ludzkie, lecz nawet pomimo magii, jaką dysponowało to stworzenie, nieposłuszny płyn życia - woda, nie pozwalał się tak łatwo kształtować.
Z tego właśnie powodu twarz Gorda, bożka jeziora była niemal płaska, lecz jasne, płonące magicznym. zielonym płomieniem oczy wyrażały bezgraniczną nienawiść. Jego szyja była tylko niezgrabną fałdą, a nogi - zwartą postawą przypominającą kolumnę.
Tylko tułów i ręce były bardzo podobne do ludzkich. Nawet dłonie, choć bez palczaste, dawały się łatwo deformować pozwalając na chwytanie.
Gord rozgniewany tym, co widział wszędzie wokół, oraz o czym słyszał od ptaków i innych stworzeń migrujących ze splugawionych terenów do Wiecznej Puszczy postanowił wziąć sprawy we własne... wodne wypustki(jeśli brzmi niepoważnie, można zastąpić rękoma).
Nie spodziewał się wsparcia, a jednak nadeszło. Gord był jedynie iskrą rzuconą w suchy chrust. Setki, jeśli nie tysiące opiekunów lasów, żywiołów i skał powstało ze swoich kryjówek, by wyruszyć na być może ostatnią walkę o życie i zgładzenie skłóconej ludzkości.

Pochód drzew był nie lada dziwnym widokiem. Dziesiątki drzew, zdające się płynąć po ziemi w swoim specyficznym, powolnym tempie, skrzypiąc i mrucząc cicho, sunęli w stronę znienawidzonej wioski drwali...

Potężny dąb skrzypnął przeciągle opadając na ziemię. Drwal, który właśnie ściął drzewo chwycił za siekierę i z przeciągłym westchnieniem uderzył w pień.
Silny wstrząs zwalił drwala z nóg. Topór, który trzymał w rękach upadł raniąc go głęboko w łydkę.
Wstrząsy przybierały na sile wzmagając narastający strach drwala. Mimo obficie krwawiącej łydki, człowiek wstał i zaczął uciekać.
Pobliska korona smukłej olchy poruszyła się. Gałęzie łamiąc korę oswobodziły się z wiecznego bezruchu. Korzenie po raz pierwszy od wielu lat opuściły ziemię, by stanowić podporę dla rozdzielającego się pnia tworzącego potężne kończyny.
Drzewiec skrzywił się ze złością i jednym, potężnym ciosem zmiażdżył drwala, pozostawiając tylko posokę wnikającą w ściółkę.
Kolejne drzewce poczęły się przebudzać pozostawiając niegdyś piękny zagajnik zupełnie ogołoconym.
Rozwścieczone drzewa ożyły i łaknęły krwi swoich oprawców...

Wioska drwali zdawała się wprost idealnym miejscem na słodką chwilę lenistwa. Wokół natura kwitła soczystą zielenią, pod nogami trzeszczała gruba warstwa trocin. Dzieła dopełniała słodka cisza przeplatana delikatnym śpiewem ptaków.
Ta ostoja spokoju została jednak spaczona jednym, potężnym wstrząsem, jaki wywołały rozzłoszczone drzewce pędząc ku znienawidzonemu przez siebie miejscu mordu swoich pobratymców.
Pierwszy drzewiec wypadł spomiędzy drzew wzbudzając panikę wśród mieszkańców wioski. Jednym, silnym ciosem zburzył jedno z domostw.
Tuż za nim, spomiędzy drzew wychynęły kolejni Pasterze Lasu siejąc śmierć i spustoszenie wśród drwali. Drzewce, pomimo swej powolnej natury działały błyskawicznie. W kilka chwil dobrze zorganizowana wioska stała się bezładnym gruzowiskiem, które za sprawą magii lasu zaczął porastać mech. To był dopiero początek triumfu natury nad ułomnym człowiekiem...


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Graphoman dnia Czw 20:07, 17 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Nie 10:17, 13 Cze 2010 Zobacz profil autora
yoko
Mentor
Mentor



Dołączył: 07 Cze 2010
Posty: 706
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z szarego papieru
Płeć: kobieta

Post
Gdy ludzkie siedziby zostały już prawie całkowicie zrównane z ziemią, ożywił się w środku lasu ogromny dąb. Wyrwał z ziemi długie, grube i bardzo kręte korzenie, zakołysał się niebezpiecznie i zachwiał się na moment. Kora drzewa odpadła i cicho uderzyła o trawę. Wkrótce na ziemi leżała cała sterta suchego drewna i liści. Ogołocony dąb rozpoczął osobliwy chód, wywołując drżenia podłoża. Na całym jego drewnianym ciele widniały słoje. Tworzyły już pełne koło i trudno było dostrzec pojedyncze linie. Dąb mógł mieć tysiące lat. Kroczył dumnie, uderzając i wbijając korzenie w ziemie z wściekłością. Pokonał las kilkoma krokami i zatrzymał się na jego skraju. Rozejrzał się uważnie i oceniła sytuacje. Ludzie nie potrafili się przed nimi obronić, nie mieli szans. Dąb chciał przyłączyć się do niszczenia wioski, ale wiedziała, że jego pomoc na nic by się zdała. Dawali sobie radę bez niego.

Kiedy ludzie zostali zgładzeni, a ich budynki zostały rozszarpane na strzępy, drzewa obróciły się w stronę dębu, który wciąż stał w bezruchu na skraju teraz już pustego lasu. Tuż pod jego rozgałęzieniem utworzyły się małe otwory wyglądające na gałki oczne. Pod dziwnymi wypustkami uformowało się małe wgłębienie, które służyło mu za usta.
- Bracia – szepnął dąb, a jego głos poniósł się echem w dal.
Przemawiał oschłym, zachrypniętym tonem. Trudno było zrozumieć co wymawia, ale wszystkie inne drzewa rozumiały każde słowo wypowiedziane przez ich wodza.
- Bracia – powtórz jeszcze głośniej dąb, a jego wypowiedź została poniesiona przez wiatr. – Ludzie, te plugawe istoty zhańbiły i splugawiły ziemie Enderlandu, nasze ziemie, naszą ojczyznę, nasz las. – Każde słowo brzmiało coraz donośniej, a im więcej mówił dąb tym bardziej jego drewniane oczodoły zwężały się. – Jako i oni nas niszczyli, tak i my ich unicestwimy. Pozwolimy im aby oddali ziemi, której tyle zabrali, wszystko co mają ich ciała. Rozpoczniemy bitwę o terytorium.
Dąb zamilkł, lecz jego słowa nadal brzmiały w ciszy, która panowała. Kiedy echo znikło i kiedy w drewnianych uszach drzew przestały brzmieć słowa wodza, dąb ryknął. Krzyk, w którym słychać było rozpacz i zaciętość rozniósł się po całej krainie.
- Vakr! Vakr! - wywrzaskiwały imię swoje wodza drzewa.
*
Daleko od wzburzonego lasu wioska ludzi prosperowała w normalnym rytmie. Ludzie wracali z pól na posiłek niczego nieświadomi. Kobiety szykowały jedzenie, a dzieci opornie kończyły zabawy. Dla nich po prostu panował zwyczajny dzień, doba wolna od walk i bojów. Rolnicy mogli cieszyć się swoim dobrobytem, bo nie wtoczono ich do żadnego wojska, lecz i to miało wkrótce się zmienić. Spokój miał zostać zakłócony, a przeciętny czas niebawem stać się pełen strachu o przetrwanie…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez yoko dnia Sob 18:16, 19 Cze 2010, w całości zmieniany 4 razy
Sob 16:07, 19 Cze 2010 Zobacz profil autora
Drea
Geniusz
Geniusz



Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 637
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: kobieta

Post
Gdy niebo okryło się ciemnym płaszczem nocy i zostało obficie obsypane błyszczącymi gwiazdami, tafla wody niedaleko wioski poruszyła się niespokojnie. Na powierzchni jeziora powstały kółka, a po chwili z nich wynurzyły się istoty stworzone z wody. Podnosiły ociężałe nogi i wyciągały niezdarnie ręce ku migocącym w oddali światłom palącym się w wiosce. Blask gwiazd odbijał się i błyszczał na skórze stworzonej z płynu. W ciszy zadźwięczał krystaliczny głos, przypominający uderzenia kieliszków, deszcz spadający na liście drzew, lub rozbijające się szkło. Wyrazy były niezrozumiałe, układały się w starożytną pieśń, którą mogli zrozumieć jedynie oni sami. Wyszli z jeziora, a pod ich nogami zaszeleściła trawa. W wiosce czekał na nich ten, który miał im przynieść wyczekiwany od wieków pokój - Gord. „Już niedługo” szeptały między sobą stworzenia i szły dalej. Wiatr porywał pojedyncze krople z ich ciał i rozwiewał je po okolicy. Ludzie zaczęli wychodzić z domów, zaniepokojeni śpiewem istot. Dzieci pierwsze ujrzały upiorny pochód i zaczęły uciekać z krzykiem. Dorośli zabrali bronie z domów i strzelali do wodnego ludu, jednak pociski przelatywały przez nich rozchlapując wszędzie płyn.
- Powstańcie, dzieci wody! – krzyknął do nich Gord. – To jest nasz czas! Jesteśmy siłą tego powstania! To my wyzwolimy naturę spod niewoli ludzkości!!!
Wiatr poniósł ich krzyki aż do nieba.
- Uciekajcie! – krzyknął jakiś człowiek w tłumie, któremu najwyraźniej udało się zrozumieć kilka słów z ust wodza.
Wodne istoty podbiegały do celów i wkładały im ręce z płynu do gardeł – ofiary dławiły się ich własnymi ciałami. Ludzie szarpali się i uciekali, jednak na nic się to nie zdawało. Przed śmiercią przebiegał ich zimny dreszcz i wizja przyszłości w której ludzie żyją w zgodzie z naturą. Po chwili jednak, wizja zostawała zastąpiona nieprzebytą czernią, z której nie sposób się wydostać.

***
Następnego dnia, u bram wioski stanął podróżny. Zmęczony, postanowił znaleźć gospodę w której mógłby odpocząć i przygotować się do dalszej drogi, jednak coś podpowiedziało mu, że w tym miejscu odpoczynku nie zazna. Poprawił kapelusz z kolorowym piórkiem i wszedł przez bramę do wioski. To, co ujrzał, pozostawiło trwały ślad w pamięci. Teraz co najmniej wiedział, skąd wzięła się panująca w tym miejscu cisza.
Na ziemi leżały dziesiątki ciał. Ludzie w różnym wieku – dzieci, dorośli, starsze osoby – wszyscy mieli na twarzach ten sam wyraz przerażenia. Leżeli na drodze, z szeroko otwartymi oczami i niemym krzykiem na ustach. I wszędzie była woda.
Koń podróżnego zrzucił go z siebie i pognał ku bramom wioski. Po chwili, człowiek usłyszał zduszone rżenie, które mroziło krew w żyłach.
Nagle, dopadło go uczucie niepokoju. Coś podpowiedziało mu, aby uciekać – i to czym prędzej, jednak stał na środku pobojowiska jak sparaliżowany.
Wtedy usłyszał szum wody.
Przez jego głowę przebiegło tysiąc myśli. Wyszarpnął miecz zza pasa i czekał. Szum przybliżał się. Zza budynków wynurzyły się dziwne stworzenia, sprawiające wrażenie jakby były stworzone z wody. Wyciągały ku niemu niezgrabne ręce i jęczały. Gdy przybliżyły się, podróżny machnął mieczem, jednak ostrze nie pozostawiło nawet zadrapań na ciałach istot, tylko trochę płynu rozlało się wokół niego. Rzucił miecz, a przerażenie zawładnęło nim. Stworzenia otoczyły go i zaczęły dusić.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Drea dnia Czw 9:19, 01 Lip 2010, w całości zmieniany 2 razy
Pon 21:08, 21 Cze 2010 Zobacz profil autora
yoko
Mentor
Mentor



Dołączył: 07 Cze 2010
Posty: 706
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z szarego papieru
Płeć: kobieta

Post
Arthur kończył już swoją szaleńczą podróż. Jego koń wyglądał na całkowicie wycieńczonego, ale mężczyzna nadal go poganiał, ponieważ musiał jak najszybciej przekazać ważną wiadomość. Tylko ktoś wyżej postawiony mógł mu pomóc, nie, nie tylko mu, lecz całej krainie, więc Arthur starał się wykorzystać wszystkie siły witalne swojego wierzchowca. Na niebie pozostała tylko namiastka słońca w postaci ledwie widocznej pomarańczowej łuny. Dookoła nocne zwierzęta budziły się ze snu, a całkowicie inne stwory układały się do spoczynku. Wszystko prosperowało w niebudzącym grozy spokoju, ale było coś, co nie dawało ludziom spokoju. Ich las znany od zarania dziejów nagle zniknął. Tamtego terenu nie można było nazwać lasem, w tamtym miejscu pozostała tylko czarna ziemia, pusta, pozbawiona najważniejszego, a mianowicie roślin i drzew. Gdzie podziały się te elementy żywej, ale pozornie niezdolnej do poruszania się natury? To wiedzieli tylko nieliczni, którzy zdołali przeżyć z nimi spotkanie, a dostrzegli oni coś nieziemskiego i niemieszczącego się w ludzkim rozumowaniu. Drzewa chodziły po całej krainie, przemieszczając się wyjątkowo rytmicznie. Z początku ich pochód stanowił piękny widok, lecz, kiedy zaczęły wbijać gałęzie w domy i ludzkie ciała, zmienił się w marsz wojska, które nie zna litości.

Arthur był jednym z nielicznych świadków i zdawał sobie sprawę, że należy o tym powiedzieć komuś, kto będzie w stanie coś zdziałać. Widział już bramę miasta, która miała zostać wkrótce zamknięta i wiedział, że musi nadgonić czas. Uderzył nogami w boki konia, a ten zadrżał i nieznacznie przyspieszył. Arthur jeszcze nigdy tak się nie spieszył. Jego serce biło jak oszalałe, jakby to on sam biegł, a nie zwierzę, na którym siedział. Zaciskał zęby tak mocno i zawzięcie, że przeciął górną wargę i czuł w ustach smak krwi. Gdyby tylko mógł jeszcze bardziej przyspieszyć, wyszedłby ze własnej skóry i uniósł się duchem nad zamkiem, oznajmiając jak wielkie grozi im niebezpieczeństwo, ale nie był żadnym cudotwórcą, lecz zwykłym, młodym wojownikiem i mógł polegać wyłącznie na swoim wierzchowcu.

Chwilę później dotarł pod samą bramę. Udało mu się, żołnierze dopiero zaczęli opuszczać kraty. Wpuścili go do miasta bez żadnych problemów, lecz Arthur rozumiał, iż najtrudniejsze zadanie miało dopiero się zacząć. Musiał spotkać się z władcą lub jakimś wysoko postawionym dowódcą, a oni mogli wcale tego nie pragnąć, i przekonać ich do swoich racji. Czy uwierzą mu dostateczne szybko w to, iż drzewa w lesie ożyły i niszczą ludzkie siedziby? Nie miał żadnych dowodów, a zanim ktoś wyruszyłby w stronę opuszczonego leśnego terenu i wróciłby tutaj, minęłaby doba. Na to nie mogli sobie pozwolić, czas odgrywał najważniejsze znaczenie. Należało zebrać wojska i stanąć do walki, nim drzewa rozpoczęłyby krwawy bój. Bez przygotowania rozprawiliby się z ludźmi szybko i sprawnie.

Arthur zostawił konia w stajni, a sam udał się w stronę gospody. Postanowił wynająć tam pokój i poszukać tam kogoś, kto miałby wpływy w mieście. Biegł, zwracając na siebie uwagę ludzi, którzy nie udali się jeszcze na spoczynek do domów. Krótki miecz zwisający mu u boku kołysał się w rytm jego kroków. Do gospody wpadł niczym oszalały, ale na progu zatrzymał się szczerze zdziwiony. W kącie, przy stoliku siedział znany mu wojownik, z którym opanował władanie mieczem, a obok niego, na podłodze, leżała sterta powyginanego drewna, zaś wśród niej widać było kształt nienawistnych wypustek, które pełniły role oczodołów.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez yoko dnia Pon 19:27, 26 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
Pon 19:27, 26 Lip 2010 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum Napiszemy Strona Główna » Projekty Forumowe / Opowiadanie I Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin