Forum Napiszemy   Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
SKOCZEK I SĘDZIA by kristo2yaro

 
Odpowiedz do tematu    Forum Napiszemy Strona Główna » Wasza twórczość literacka / Opowiadanie Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
SKOCZEK I SĘDZIA by kristo2yaro

Czy podobało się którekolwiek opowiadanie?
Tak SKOCZEK
0%
 0%  [ 0 ]
Tak SĘDZIA
100%
 100%  [ 1 ]
Tak oba były super
0%
 0%  [ 0 ]
Nie - autora należy spalić na stosie jego własnego jestestwa
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 1

Autor Wiadomość
kristo2yaro
Grafoman
Grafoman



Dołączył: 22 Gru 2010
Posty: 91
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mała wieś w woj. lubelskim
Płeć: mężczyzna

Post SKOCZEK I SĘDZIA by kristo2yaro
Witam Was bardzo serdecznie,

tak jak obiecałem umieszczam swoje dwa opowiadania. Miejcie litość z recenzją, bo pisałem je za czasów, kiedy jeszcze byłem totalnie zielony w temacie pisarstwa;) Większości czytelników się podobało, ale mojemu recenzentowi i korektorowi nie, więc nie wiem jak Wy doświadczeni czytelnicy i pisarze zareagujecie. Ja jednakowoż zaryzykuję i dam moje prace na pożarcie, więc smacznego:)

P.S Jeżeli komukolwiek zdarzyłoby się zasnąć przy czytaniu moich prac to prosiłbym o koment albo w tym temacie, albo na PW. Miłej lektury:)

Pozdrawiam serdecznie

kristo2yaro


SKOCZEK

- Uważaj pan! – Usłyszał głos zdenerwowanego przechodnia…

Zdał sobie sprawę, że biegnie długą ulicą pełną przechodniów. Wszyscy wracali z pracy po ciężkim dniu z okolicznych sklepów jubilerskich, których było tu dosyć dużo. To była zapewne ulica złota, nazywana tak przez miejską arystokrację z powodów prześcigających się konkurencyjnych sklepów z biżuterią, które by zachęcić zamożnego klienta do wejścia sprowadzają najróżniejszą biżuterię świata nie patrząc ani na cenę ani na upodobania biedniejszej warstwy „tutejszych”.

- Złapcie go!!! Nie może nam uciec!!! – Usłyszał za plecami głos o charakterystycznym rosyjskim akcencie, którego właściciel nie wydawał się chcieć zapraszać go na herbatę. Obejrzał się za siebie i mimowolnie przyśpieszył biegu. Niewiele ponad 150 metrów za nim biegło trzech uzbrojonych mężczyzn, którzy nie wyglądali na przyjaźnie nastawionych ani do rozmowy, jak i do wspólnego joggingu. Biegli za nim ubrani w jeansy i połyskujące skórzane, sportowe marynarki. Ich ciemne koszule przedstawiały ich jako profesjonalistów bez skrupułów, którzy nie mają zamiaru negocjować i którzy jak trzeba będą strzelać nawet do przechodniów. Przedzierali się pomiędzy nieświadomymi przechodniami, którzy byli zaskoczeni, a zarazem zaciekawieni zaistniałą sytuacją. Była to dla nich nowość, tylko w filmach dało się zobaczyć jak ludzie mafii gonią swoją ofiarę, by ją później zabić. Jak tygrysy goniące antylopę a pośród nich turyści robiący im zdjęcia. Tak samo i przechodnie, zupełnie obojętni na nieszczęście tego człowieka gonionego przez trzech gości z uzi, którzy mięli nad nim przewagę. Nigdy czegoś takiego nie widzieli, bo skąd mogli widzieć. Od 10 do 16 siedzieli w swoich sklepach przyciągając bogatych klientów. Nie mięli nawet czasu zająć się swoimi dziećmi, które codziennie przychodziły na tą zatłoczoną ulicę aby bawić się pośród tłumu. Mięli jedyną okazję, żeby dowiedzieć się co to znaczy zabójstwo z zimną krwią, albo udaremniona próba ucieczki. Tylko czekali, aż któryś z „nich” zacznie strzelać. Wszystko po to, aby opowiedzieć ciekawą historię podczas rodzinnego posiłku…

K nie zwracał na nich uwagi. Biegł przed siebie, chciał w jakiś sposób wymknąć się z pierwszego planu…

Przed nim rozpościerała się długa, prosta ulica, przez którą przedzierały się dwie mniejsze uliczki. Cały ruch zatrzymał się na czerwonym świetle, które zdawało się gwałtownie pojawić na sygnalizatorze. Pojawiło się tak nagle, jakby miało nadzieję, że K skręci w uliczkę obok i ucieknie przed napastnikami. On jednak miał inny plan…

Znał tą ulicę jak chyba nikt inny, ponieważ jako kilkuletni chłopiec przychodził tu z kolegami w poszukiwaniu najmniejszych zakamarków. A to wszystko tylko po to, żeby…

Nie oglądał się za siebie, biegł dalej. Minął sygnalizator z czerwonym światłem i wbiegł na przejście dla pieszych ulicy równoległej, na której ruch uliczny trwał jakby nie zwracał na niego uwagi. Usłyszał ogłuszający klakson.

-Cholera! Uważaj gdzie biegniesz! – Krzyknął kierowca czarnego Nissana Navary, na którego masce K omal nie zostawił kawałka swojej marynarki.

- przepraszam – rzucił i pobiegł dalej.



-Co do …! Przeklęci kierowcy!

Zatrzymali się na przejściu dla pieszych. Nie mogli zrobić nawet kroku, z powodu takiego nawału samochodów… Nie chcieli czekać jak grzeczni chłopcy, aż zmieni się dla nich światło. Borys, jeden z nich, wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, który nie lubił zbyt długo czekać na swoją kolej podniósł swoje 9-milimetrowe uzi i …

K usłyszał za sobą huk, i jęk przestraszonych przechodniów. Odwrócił głowę i zauważył, że jego „kolegom” bardzo się spieszy, żeby go złapać. Znowu biegli niewiele za nim, a za sobą pozostawili gigantyczny korek z tuzinem podziurawionych aut i przestraszonych ludzi, którzy nie wiedzieli co mają dalej ze sobą zrobić.

Był już niedaleko swojego celu, już go widział i tylko czekał aż do niego dobiegnie. Będzie już wolny od tego nie wiedzieć czemu dotyczącego jego osoby zamieszania.

-Oto i ona! – Pomyślał z radością i skręcił w uliczkę, tak szeroką, że mogła pomieścić tylko trzy osoby.

Była wąska i zarazem długa jak niekończący się tunel. Na końcu jej była druga ściana...



-Ślepa uliczka! Mamy go, już nam nie ucieknie!- Krzyknął Siergiej, drugi z paczki posiadającej uzi. Był nieco mniejszy od Borysa i trochę „węższy w barach”, nie mniej jednak wzbudzał respekt na wszystkich, o których się ocierał podczas pościgu. –Panowie prezentuj broń! Będziemy mieć na kolację zająca!



K jednak nie zwalniał kroku, mimo iż wiedział, że na końcu nie ma dokąd skręcić…



- Co on do diabła kombinuje? – Krzyknął Borys – stójcie! Już nam nie ucieknie, stąd już nie ma ucieczki…

Stanęli i wyciągnęli muszki swoich karabinków, tak, aby wskazywały jeden cel – ciągle biegnącego K. Wyglądało to jak egzekucja na jakimś wojennym filmie, gdy dziesięciu ludzi z karabinami staje przed ofiarą i wymierzają mu w serce. Z tą różnicą, że tam ofiara mogła mieć ostatnie życzenie…



Przed sobą miał 5-cio metrową ścianę z ciemnej cegły, innej niż te kamieniczki, które mijał po drodze. Była pofałdowana, jakby układał ją ktoś, kto miał ze dwa promile we krwi i jeszcze nie wiedział jak to się robi. Pojedyncze cegły wystawały tak, jakby miały zaraz wypaść. Wprost idealna…



-No dobra panowie, szef będzie z nas dumny. Za matkę Rosję!!!

Nagle wskazujące palce trzech mężczyzn znalazły się na spustach swoich karabinków…



-Zaczyna się – pomyślał…

Podbiegł do ściany i podskoczył. Za jego plecami rozległy się strzały. Słyszał jak kule przebijają powietrze. Jego skok był mocny, jakby trenował go całe życie. Prawą nogą trafił na jedną z wystających cegieł i dalej się odbił. Znalazł się na drugiej ścianie i znowu trafił na cegłę, tym razem lewą nogą. To odbicie nie było dostatecznie mocne, jednakże to wystarczyło mu na złapanie się górnej krawędzi ściany. Podciągnął się, by szybko znaleźć się na górze, nie spodziewał się jednak, że cegła, której się złapał tylko czekała aż ktoś pomoże jej wypaść i znaleźć się trochę niżej.

-NIE!- Krzyknął w myślach, ale było już za późno żeby cokolwiek zrobić, leciał w dół z cegłą w dłoni, grawitacja zwyciężyła…



-Teraz nam nie ucieknie- powiedział Borys z lekkim uśmiechem – Idziemy.



Nie wypuścił cegły, chociaż już tracił czucie w rękach. Wzrok z każdą chwilą też tracił na ostrości. Nie poddawał się, nie mógł się poddać. Jak teraz straci przytomność to już nie zdoła im uciec. Musi uciec. Oni go zabiją.



- Liczyłeś, że nam uciekniesz? To się przeliczyłeś – Borys wypowiedział spokojnie te słowa, jednak w jego głosie dało się usłyszeć, że wie, o czym mówi i K nie ma najmniejszych szans na zwycięstwo.



Był jeszcze przytomny, ale widział tylko 3 kontury stojące nad nim i wypowiadające słowa w nie zrozumiałym dla niego slangu. Wiedział, że jego koniec jest blisko, ale nie potrafił już nic zrobić. Nie było nerwu, który by w tej chwili odpowiedział na bezradne wołanie mózgu.



-Zack! Przydaj się na coś i zastrzel go! Nie będzie nam już do niczego potrzebny.

-Tak jest szefie!- bez namysłu wyjął drugi magazynek i przeładował. Do tego się nadawał, nie był ani wysoki, ani mądry za to strzelał jak nikt. W swoim życiu wystrzelił tysiące pocisków, z czego tylko te dzisiejsze były chybione. Nakierował swoje uzi na serce K…



-NIE! - Krzyknął w myślach K, usłyszał strzał… Nic jednak nie poczuł…



Zack strzelił. Kula weszła w ciało K i tam została. Krew jednak nie zaczęła lecieć.

Wystrzelił drugi raz, kula wbiła się w klatkę, krew nie wytrysła. Kolejne pociski pomimo wbijania się w ciało nie dawały tych samych skutków, co zawsze.

-Dawaj to uzi – Borys energicznym ruchem wyrwał broń Zackowi i skierował je na jego prawe oko, pociągnął za spust z taką prędkością, że Zack nie miał szans nawet na mrugnięcie powieką. Krew rozprysła się na wszystkie strony.

-A już myślałem, że to z bronią jest coś nie tak.- Powiedział ironicznym tonem Borys.

Skierował karabinek w stronę głowy K i wystrzelił…



W tej chwili K poczuł porażający ból w głowie. Jakby w jednej chwili wszystkie szare komórki chciały wydostać się z czaszki. Z każdą chwilą ból się nasilał, a on słyszał tylko jeden głos, jakby swojego sumienia. Głos cały czas powtarzał „Nie poddawaj się!! Obudź się”.

Coś mu pozwoliło otworzyć oczy, zobaczył jasne światło, ale nie było żadnego tunelu.

-Czy już zginąłem?- Zadał sobie w myślach pytanie, na które jeszcze nie potrafił odpowiedzieć. Jakaś dziwna siła sprawiała, że coraz wyraźniej słyszał głos mówiący mu żeby się obudził, wzrok też zaczął mu się wyostrzać. Widział kontury 4 postaci. Widział coraz wyraźniej, wszystko nabierało normalnych barw.



-Chłopcze, nic ci nie jest? Dobrze się czujesz? Przepraszam, ale nie dałem rady wyhamować.



-Przegrałeś, przegrałeś, zastrzeliliśmy cię!



-Musiałeś wbiegać na tą ulicę, wprost pod ten samochód?



-Trzymaj się, karetka już jedzie.



Słyszał głosy i coraz wyraźniej widział otoczenie. Znajdował się na chodniku przy ruchliwej ulicy, nad nim stał nieznajomy mężczyzna i 3 młodych chłopców. Nikt inny nie zwracał na nich uwagi. Wszyscy chłopcy nie mięli więcej niż jedenaście lat. To byli jego koledzy z podwórka, stali nad nim, a w rękach trzymali plastikowe karabinki. Wiedział już, co się stało, ale ból w głowie nie pozwalał mu jeszcze się na tym skupić.

W oddali dało się słyszeć wycie karetki…


SĘDZIA

Abonent ma wyłączony telefon, bądź jest poza zasięgiem, spróbuj ponownie później. This number is unavailable, please…

- Cholerna burza… Zaraz w całym mieście nie będzie zasięgu… - nerwowym ruchem rzucił telefon na fotel. Podszedł do okna. Na zewnątrz panoszyła się ulewa jakiej to miasto do tej pory nie widziało. Co jakiś czas błyskawice urozmaicały spadające bez chwili wytchnienia krople, które uderzały o ziemię dobrą godzinę. Nic nie zapowiadało, że może coś się niedługo zmienić. W tej chwili wielka błyskawica przeszyła ciemną poświatę. Grzmot, który nastąpił potem o mało nie roztrzaskał okien. Wszystko zaczęło się trząść, ale po chwili przestało.

Edward Nowalski zrobił odruchowo dwa kroki do tyłu. W całym swoim życiu nie widział takiej burzy jaka teraz pustoszyła Lublin. Bał się niewielu rzeczy, ale burza miała w sobie taką dziką agresję, która rodziła w nim niepokój. Bał się jej, ale uwielbiał godzinami spoglądać na błyskawice spadające na ziemię. Sięgnął do prawej kieszeni spodni, wyciągnął paczkę czerwonych Marlboro. Zobaczył tam tylko jednego papierosa. Żal mu było odpalać ostatnią fajkę jaką miał w domu, ale musiał to zrobić. Jednym z powodów była burza, która nie zamierzała przestać i to że przez nią zerwał mu się kontakt telefoniczny ze światem. Był umówiony z dwudziesto letnią prostytutką z agencji, miała mieć dzisiaj swój debiut, świeża krew. Ale był z nią umówiony pół godziny temu. Edward był bardzo punktualny, dlatego nie tolerował lekkiego spóźnienia. To było już przesadą. Chciał zadzwonić do agencji żeby poskarżyć się na prostytutkę, ale burza przerwała zasięg i wszystko szlag trafił.

Dopalił papierosa. Zgasił go do popielniczki, która stała na parapecie. Żałował, że musiał już skończyć palenie, teraz w taką ulewę nigdzie nie pójdzie po fajki, nawet w takim stanie głodu jaki miał w tej chwili. Ciężko westchnął i usiadł na swoim ulubionym skórzanym fotelu. Włączył telewizor. Na TVNie akurat nadawali znany serial o procesach sądowych. Bardzo lubił ten serial. Jako emerytowany sędzia chciał być na bieżąco, a tylko ten serial dawał mu tę możliwość.

Sędzia właśnie wydawał wyrok na młodym chłopaku, który nie przyznawał się do morderstwa, chociaż wszystkie dowody wskazywały, że to on.

W tym momencie kolejna błyskawica przeszyła powietrze. Okna zadrżały. Nagle w całym mieszkaniu zapanował mrok..

- Znowu korki… - pomyślał i energicznie wstał z fotela. Mimo 70 lat na karku był bardzo sprawny fizycznie. Nikt nie był wstanie powiedzieć, że ma tyle lat. Zawsze odejmowano mu dziesięć lat. A wszystko dzięki zdrowemu odżywianiu.

W swoim mieszkaniu mieszkał odkąd pamiętał, dlatego bez problemu udawało mu się przechodzić w ciemności z pokoju do pokoju bez użycia latarki. Na korytarzu, na ścianie przy drzwiach wejściowych odnalazł ręką puszkę z włącznikami światła. Przełączył, ale światło nie wróciło do mieszkania.

- Cholerna burza – pomyślał i wrócił do pokoju w poszukiwaniu latarki.

Kolejny grzmot nie pozwolił zapomnieć o panującej na zewnątrz nawałnicy.

W tym samym czasie na korytarzu dało się słyszeć pukanie do drzwi.

- Ładny początek jak na swój debiut – burknął pod nosem, poprawił spodnie i poszedł otworzyć.

-Spóźniła się pani pół godziny – otwierając drzwi wypowiedział te słowa z lekką nutką ironii w głosie.

- Tu nie ma żadnej prostytutki wysoki sądzie … - usłyszał męski głos. Za drzwiami stał wysoki, młody mężczyzna z wycelowanym prosto w niego pistoletem.



***



Jak to się stało?

Ta prostytutka znalazła go w takim stanie na podłodze…

Chyba się budzi… Tato jak się czujesz?

Edward powoli otworzył oczy. Leżał na łóżku, w dużej sali otoczony białymi ścianami. Przy nim stało dwóch mężczyzn, jeden wysoki, ubrany w markowy garnitur, który leżał na nim jakby był szyty na miarę, był to syn Edwarda Janusz i drugi mężczyzna, niższy, w białym fartuchu.. Niewiele dalej, przy drzwiach wejściowych stała jeszcze młoda kobieta, może dwudziesto letnia.

- Gdzie ja jestem? – Zapytał zmęczonym głosem Edward.

-Miał Pan zawał i gdyby nie ta kobieta –mężczyzna w białym fartuchu wskazał na dziewczynę stojącą przy drzwiach – mogłoby Pana tu nie być z nami.

-Jak to się stało tato, przecież zawsze miałeś takie zdrowe serce?

-Jeśli skazujesz kogoś to bądź pewny, że i ciebie osądzą…

- Nie rozumiem – Janusz nerwowo spojrzał na lekarza stojącego obok

- Mateusz Bąk… ten chłopak jest niewinny… wyszeptał Edward

- O co ci chodzi tato? Jaki chłopak? – Janusz wypowiadał te słowa z coraz większym zaniepokojeniem w głosie.

- Wczoraj byłem umówiony z prostytutką, była burza, myślałem że to ona puka, i otworzyłem drzwi… - w tym momencie przerwał, wziął głęboki oddech – za drzwiami stał młody mężczyzna, celował do mnie z wolthera 4,5mm. Zamachnąłem się, żeby zamknąć przed nim drzwi, ale młodość jest zawsze szybsza i silniejsza. Wpadł w jednej chwili do mieszkania i przydusił mnie do ściany, cały czas celował mi w głowę. Zacząłem się szarpać, ale on był młodszy, bez trudu wymierzył precyzyjny cios w brzuch kolanem, ból przeszył całe moje ciało, a oczy zatoczyły się łzami. Nie zdążyłem krzyknąć. Powoli zacząłem się staczać na ziemię.

Gdy otworzyłem oczy ból jakby trochę stracił na sile. Siedziałem na fotelu. Burza zalewała miasto w dalszym ciągu, więc nie mogło minąć dużo czasu. Młody człowiek siedział naprzeciwko mnie.

- Kim jesteś bandyto? – Próbowałem wstać, ale byłem przywiązany do fotela

- Pan mnie nie pamięta panie Edwardzie? – Powiedział spokojnym głosem, doskonale wyważając słowa – spotkaliśmy się jakiś czas temu

- To nie możliwe, co chcesz mi zrobić?

- To co pan zrobił mi, zniszczyć pana życie…

- Weź co chcesz z tego mieszkania, ale nie zabijaj mnie… - nie byłem chyba dostatecznie przekonujący, młody człowiek wstał i podniósł pistolet ze stolika, na którym go wcześniej położył

- Gdybym był mordercą, za jakiego mnie uważałeś, to byś już nie żył – na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech wyższości. – jeszcze nikogo w swoim życiu nie zabiłem. Ale może czas naprawić błędy przeszłości… - podszedł do mnie i przyłożył pistolet do skroni.

- Za zabicie sędziego możesz mieć poważne kłopoty – brakowało mi argumentów, myślałem, że to go przekona

- Nie zabiję cię, a przynajmniej jeszcze nie teraz – odszedł ode mnie i usiadł znowu na krześle – opowiem panu historię: Piętnaście lat temu młody chłopak, mniej więcej osiemnasto letni poszedł ze starszymi od niego kolegami na piwo. Rozmawiali, pili, dobrze się bawili. Jeden z nich miał narkotyki niewiadomego pochodzenia, poczęstował wszystkich. Naćpani wyszli z baru i poszli zwiedzić miasto. Po drodze minęła ich kobieta, ładna z długimi blond włosami. Postanowili, że będą ją śledzić i później się z nią zabawią. Wsiedli za nią w autobus numer 15, który jechał do dzielnicy Czechów. Wysiadła na przedostatnim przystanku, oni podążyli za nią. Piękna blondynka mieszkała w pobliskim bloku. Śledzili ją dopóki nie znalazła się pod drzwiami swojego mieszkania. Mieszkała na szóstym piętrze. Gdy już przekręciła klucz i otworzyła sobie drzwi wepchali ją do mieszkania. Gdy zaczęła krzyczeć uderzyli ją dwukrotnie po twarzy aż zemdlała. Nie spodziewali się, że ma rodzinę. Z pokoju wybiegł mąż. Zanim zdążył cokolwiek zrobić dostał 21 razy w brzuch nożem kuchennym, dwadzieścia jeden razy, a potem poderżnęli mu gardło. Gdy kobieta się ocknęła zaczęli ją gwałcić, po kolei.- wstał i zaczął chodzić po pokoju - Nie spodziewali się, że to małżeństwo ma dzieci. Obudzone krzykami bliźniaki, dwaj pięcioletni chłopcy przyszli zobaczyć co się stało. Gdy ich zobaczyli, jeden z napastników poszedł do kuchni po tasak – w tym momencie westchnął ciężko i zaczął mówić dalej - Każdy dostał tasakiem w głowę. Ich małe główki zostały przepołowione tak jak w rzeźni. Gdy już skończyli gwałt na kobiecie wzięli ją, złapali za włosy i zdjęli z niej skalp. Potem wyszli z bloku jakby nigdy nic i uciekli.

- Rzeź na Czechowie – przerwałem mu

- Tak krzyczały wszystkie lubelskie gazety na drugi dzień. Ja mieszkałem piętro niżej od tej tragedii. Znałem ich oboje, nieraz pilnowałem ich dzieci, gdy chcieli gdzieś wyjść. Gdy tylko usłyszałem krzyki od razu tam pobiegłem. Na schodach minęła mnie grupka 6 chłopaków, jednego rozpoznałem, był to mój kolega ze szkoły, bogaty dupek. Gdy znalazłem się na miejscu nie mogłem uwierzyć. To co zobaczyłem będzie mnie prześladować do końca życia. Po miesiącu schwytano 5 z nich. Niestety nikt nie mógł złapać tego najmłodszego. Pewnego sobotniego wieczoru do mojego mieszkania zapukała policja. Chcieli mnie zabrać na przesłuchanie. Na miejscu powiedzieli, że jestem podejrzany o współudział w tej zbrodni. Nie mogłem uwierzyć. W sądzie siedziałem na jednej ławce razem z tymi rzeźnikami, razem z nimi zostałem osądzony. Nie wiedzieć czemu wszystko wskazywało, że byłem tam z nimi. To pan Edwardzie prowadził tę sprawę.

- O mój Boże – w jednej chwili przypomniałem sobie kim jest ten mężczyzna co mnie związał, on jednak mówił dalej

- Wydał pan wyrok dożywotni, bez możliwości złagodzenia kary, w najgorszym więzieniu w Polsce. Nie wiedziałem co mam robić. Byłem skazany razem z tymi barbarzyńcami chociaż tego nie zrobiłem. Po piętnastu latach, gdy ty Edwardzie poszedłeś na emeryturę, znaleziono prawdziwego sprawcę. Jego skazali, a mnie wypuścili. Tylko co ja mam robić w tym świecie, gdy wszystko zostało skreślone przez jedno pana słowo WINNY.

- Przepraszam - wyszeptałem w przerażeniu tego co usłyszałem

- Tylko na tyle cię stać? Nawet sobie nie wyobrażasz jak paskudnie wygląda to po drugiej stronie krat. Nie wiesz jak to jest zostać skazanym na dożywocie w wieku osiemnastu lat, za coś czego się nie zrobiło. Siedzieć dzień w dzień i mieć przed oczami obraz tej masakry. Rodzina się mnie wyrzekła, raz tylko odwiedził mnie ojciec, żeby powiedzieć, że sprzedają wszystko i wyjeżdżają do Stanów, bo nie chcą mieć ze mną nic wspólnego. Wie pan jak się człowiek wtedy czuje? Skąd może pan wiedzieć. Wieszałem się, podcinałem sobie żyły, ale zawsze udawało się strażnikom mnie odratować. Siedziałem i modliłem się o cud, żeby znaleźli prawdziwego sprawce. Mijały lata a ja odsiadywałem wyrok za kogoś innego. Pewnego spokojnego popołudnia przyszedł do mnie strażnik i powiedział, że mogę sobie iść. Zabrałem ubranie, wyszedłem. Bez żadnych wyjaśnień. Po prostu mnie wypuścili. Dopiero w lokalnej gazecie przeczytałem, że znaleźli prawdziwego sprawcę. Nic jednak nie wspomnieli, że moje życie zostało przez to skreślone. Nie miałem już domu, nie miałem rodziny, wszystko na czym mogło mi zależeć zostało mi zabrane. Jedyne co mnie do tej pory trzymało przy życiu jest chęć zemsty. Dlatego nie mów mi Edwardzie Nowalski, że jest coś innego na tym świecie co możesz mi dać w zamian za twoje życie. Twoje zwłoki na tej polerowanej dębowej podłodze, tego obrazu pragnę odkąd tu wszedłem – przeładował pistolet i energicznym ruchem przyłożył mi do czoła

- Jeśli teraz mnie zabijesz to na dobre pójdziesz do więzienia

- Gówno mnie to obchodzi, i tak połowę życia tam przesiedziałem za nic, teraz przynajmniej będę wiedział za co siedzę – jego głos był zdesperowany i zdecydowany. Zacisnąłem powieki, żeby tego nie widzieć. Pociągnął za spust. Pistolet wydał głuchy klik. Pocisk nie wyleciał i nie roztrzaskał mojej głowy. Odetchnąłem z ulgą. Nie był naładowany.

- Nie byłem mordercą dlatego i teraz nim nie zostanę. Gdybyś wtedy miał rację to twoja głowa leżałaby teraz na podłodze. – Wypowiadał te słowa odwiązując mnie od fotela, moje serce zaczęło coraz mocniej bić – chcę, abyś resztę życia męczył się ze świadomością, że zniszczyłeś mi całe moje życie. – Po tych słowach wybiegł z mieszkania

Moje serce coraz bardziej biło, a z wnętrza wydobywał się potworny ból, nie do opisania. Wstałem, żeby pobiec za nim. Nogi jednak odmówiły posłuszeństwa. Upadłem na podłogę, serce coraz bardziej bolało, ból zaczął przeszywać całe moje ciało. Oczy coraz bardziej zachodziły mgłą. A potem obudziłem się w tym szpitalu.

- Jak mogłeś tato aż tak się pomylić – Janusz wypowiedział z pogardą te słowa, jakby wcale nie czuł się synem Edwarda

- Wszystkie dowody na to wskazywały

- Nie wierzę, że mogłeś aż tak się pomylić, nie dziwne, że chciał cię zabić…

- Gdzie idziesz? Ten ból, moje serce, chyba znowu się zaczyna…

Janusz wyszedł z sali nie zwracając uwagi na słaniającego się z bólu ojca. Lekarz stał i patrzył. Po tym co usłyszał nie czuł obowiązku pomocy staruszkowi. Edward wił się w bólach dobre dziesięć minut, w końcu znieruchomiał.

- Zgon nastąpił o godzinie 18.51 – Powiedział spokojnie doktor i wyszedł z sali





***

Z nagłówków gazet:



Śmierć sławnego sędziego

Edward Nowalski, wybitny sędzia znany między innymi ze sprawy "Rzezi na Czechowie"; zmarł w przeddzień 15 rocznicy tej masakry w szpitalu na zawał serca. Miał 70 lat



Stracił wszystko, nawet życie

Mateusz B. niesłusznie posądzony o udział w "Rzezi na Czechowie"; w dniu 15 rocznicy tej tragedii został znaleziony martwy w parku pod blokiem, w którym została dokonana ta masakra. Miał poprzecinane żyły. Leżał w kałuży krwi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kristo2yaro dnia Pon 23:35, 27 Gru 2010, w całości zmieniany 3 razy
Pon 23:27, 27 Gru 2010 Zobacz profil autora
yoko
Mentor
Mentor



Dołączył: 07 Cze 2010
Posty: 706
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z szarego papieru
Płeć: kobieta

Post
No to ja napiszę to, co myślę, bo w pisaniu nadal jestem zielona. To tylko moja opinia Smile
Cytat:
Niewiele ponad 150

To nie powinno pisać się słownie?

Cytat:
i mimowolnie przyśpieszył biegu.

Przyspieszył biegu? Samo ,,mimowolnie przyspieszył'' by wystarczyło.

Cytat:
którego właściciel nie wydawał się chcieć zapraszać go na herbatę

Nie podoba mi się. Przynajmniej nie taka konstrukcja.
Bardziej:
którego właściciel bynajmniej nie próbował zaprosić go na herbatkę.
Ale to znowu też mi nie pasuję Very Happy.
Samo to stwierdzenie, ale to mój gust.

Cytat:
słyszał za plecami głos o charakterystycznym rosyjskim akcencie, którego właściciel nie wydawał się chcieć zapraszać go na herbatę. Obejrzał się za siebie i mimowolnie przyśpieszył biegu. Niewiele ponad 150 metrów za nim biegło trzech uzbrojonych mężczyzn, którzy nie wyglądali na przyjaźnie nastawionych ani do rozmowy, jak i do wspólnego joggingu. Biegli za nim ubrani w jeansy i połyskujące skórzane, sportowe marynarki. Ich ciemne koszule przedstawiały ich jako profesjonalistów bez skrupułów, którzy nie mają zamiaru negocjować i którzy jak trzeba będą strzelać nawet do przechodniów. Przedzierali się pomiędzy nieświadomymi przechodniami, którzy byli zaskoczeni, a zarazem zaciekawieni zaistniałą sytuacją.

Wcześniej także. Ciągle ,,który''.

Cytat:
Nigdy czegoś takiego nie widzieli, bo skąd mogli widzieć.

A może:
Nigdy czegoś takiego nie widzieli, bo i jak mogli?

Cytat:
Od 10 do 16 siedzieli

Znowu. Ja zawsze piszę słownie. Nie trzeba? Bo teraz zwątpiłam Smile

Cytat:
Od 10 do 16 siedzieli w swoich sklepach przyciągając bogatych klientów

No i przecinek po ,,sklepach''.
To takie pierwsze moje zaznaczenie błędu inter. Pewnie więcej nie będę zaznaczać, bo nie jest Ci to chyba potrzebne, prawda?

Cytat:
Nie mięli nawet czasu

A tu muszę Very Happy
Mięli się kawę. Smile

Cytat:
tak szeroką, że mogła pomieścić tylko trzy osoby.

Była wąska i zarazem długa jak niekończący się tunel. Na końcu jej była druga ściana...

Szeroka, ale wąska. Druga ściana? Tzn ślepy uliczka? Ale można to nazwać drugą ścianą?

Cytat:
-Ślepa uliczka! Mamy go, już nam nie ucieknie!- Krzyknął Siergiej, d

No i tutaj też sobie pozwolę.
,,krzyknął'' z małej.


Cytat:
gdy dziesięciu ludzi z karabinami staje przed ofiarą i wymierzają mu w serce.

Staje i wymierza...
I dodałabym: prosto w serce.
Very Happy

Cytat:
Prawą nogą trafił na jedną z wystających cegieł i dalej się odbił.

Bardziej:
i odbił się jeszcze wyżej.

No to tyle, co do Skoczka. Podobało mi się zakończenie. A wykonanie tak sobie. Na początku myślałam, że mnie zwyczajnie znudzi, ale nastąpiła miła niespodzianka. Historia nawet mnie wciągnęła. Pozytywnie spędzony czas Very Happy
Później następne opowiadanie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez yoko dnia Wto 0:03, 28 Gru 2010, w całości zmieniany 2 razy
Pon 23:30, 27 Gru 2010 Zobacz profil autora
kristo2yaro
Grafoman
Grafoman



Dołączył: 22 Gru 2010
Posty: 91
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mała wieś w woj. lubelskim
Płeć: mężczyzna

Post
Tak jak mówiłem, bardzo dawno to pisałem, więc błędy mogą być (teraz nie chciało mi się tego sprawdzać), ale masz rację, za dużo KTÓRY i liczby pisze się słownie. To akurat był mój debiut niezbyt udany. Ale chcieliście, więc macie;p


Post został pochwalony 0 razy
Wto 0:32, 28 Gru 2010 Zobacz profil autora
Graphoman
Minister wielki koronny



Dołączył: 29 Sie 2008
Posty: 1888
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź
Płeć: mężczyzna

Post
Cytat:
więc smacznego:)

DziękujęSmile


Pozwolisz, że nie będę wytykał błędów, bo i tak ich nie ma za dużo. Poza paroma przecinkami i błędami w użyciu wyrazów(gdzie np. mogłoby być lepiej), nie ma niczego strasznego.

Więc tak:
Skoczek. Niby jest wartka akcja, niby jest w miarę OK, ale kompletnie nie wciąga... Dwa powody jak dla mnie:
Za szybko rozpoczęta akcja. Ni chwili odpoczynku. Ja to sobie obrazuję tak - granica przy czytaniu i nie czytaniu jest skuta lodem, który ciężko przebić. Lód ten jest bardzo wartką akcją, która wciąga, ale bez małego przerębla, czyli uspokojenia, krótkiego opisu, nie potrafię się wdrożyć w fabułę i tylko bezskutecznie obijam się o tą lodową pokrywę, przez która nie mogę się przebić. A ja bym wolał nie móc się wydostać spod spodu, niźli nie móc nawet wejść.
Czyli ogólnie - opowiadanie nawet znośne, ale nie wciąga. Odstrasza. Nie kupiłbym, jeśli tak napisana byłaby książka.


Sędzia:
Co się od początku rzuca w oczy - nie lubisz przedstawiać postaci... Za szybko zaczynasz akcję. Polecam na samym początku zrobić mały opis, przedstawienie bohatera, chociaż z wyglądu. Znów węszę, że akcja będzie za szybka i nie przebiję się przez "lód".

Nie było tak źle. Na prawdę, lepiej niż przy "skoczku", ale cały czas tak jakoś... Nie, to nie to. Może po prostu nie podchodzi mi gatunek? Bo ja raczej gustuję w fantastyce, nie lubię pisania o dzisiejszych czasach...
Ale skoro piszesz, że to debiut, to gratulacje. Bo niektórzy zaczynają od na prawdę okropnych przestępstw grafomańskich. To jest całkiem znośne.

A skoro pisałeś to... 3 lata temu? To co jest dzisiaj... Z chęcią bym zobaczył chociaż urywek... Ale to Twój wybór. Ja jeno wyrażam chęć.


Post został pochwalony 0 razy
Wto 10:48, 28 Gru 2010 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum Napiszemy Strona Główna » Wasza twórczość literacka / Opowiadanie Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin