Forum Napiszemy   Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Graphoman - Dowódca niebieskich i lekka piechota

 
Odpowiedz do tematu    Forum Napiszemy Strona Główna » Projekty Forumowe / Opowiadanie III - Punkt widzenia Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Graphoman - Dowódca niebieskich i lekka piechota
Autor Wiadomość
Graphoman
Minister wielki koronny



Dołączył: 29 Sie 2008
Posty: 1888
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź
Płeć: mężczyzna

Post Graphoman - Dowódca niebieskich i lekka piechota
Opowiadanie napisane, bardzo słabe (jak mniemam). Po jednej, krótkiej korekcie.
Nie ma co sprawdzać, jeno może przeczytać, żeby mieć porównanie i wyniki całego projektu - wszak chodziło nam o różne punkty widzenia.

Powodzenia, bo - jak już mówiłem - słabej jakości tekst. Jakoś nie do końca podszedł mi temat, trochę skracałem, trochę po macoszemu niektóre rzeczy potraktowałem. Szkoda, ale jakoś wielkie bitwy mnie już nie kręcą Wink

Do rzeczy:

Było lato, lecz wiał chłodny wiatr. Certar stał na wzgórzu przyglądając się polu bitwy. Za kilka godzin miała rozegrać się tutaj wielka bitwa. Wszystkiego, czego potrzebował teraz dowódca, była chwila spokoju, oderwanie się od wszystkiego i spokojne przeanalizowanie sytuacji.
Lasy na zachodzie. Kilka oddziałów lekkiej piechoty ukryło się tam jeszcze wczoraj. Wróg najprawdopodobniej nie miał o nich pojęcia. Główne siły wciąż nie dotarły na miejsce, co pozwalało na zmylenie wroga.
Mężczyzna przypomniał sobie słowa jednego z weteranów, z którym kiedyś walczył.
„Jeśli jesteś silny, siedź cicho i udawaj słabego. Jeśli jesteś słaby, to krzycz i udawaj silnego.”
Tak właśnie zamierzał zrobić. Jednocześnie o ten sam ruch podejrzewał swojego wroga – czerwone tabardy rozciągały się na całym horyzoncie, być może nawet na kilka kilometrów. Nikt nie wiedział jak wielu ludzi stoi jeszcze za pierwszym szeregiem. Może to tylko jedna linia? A może sto? Sądząc po ilości kawalerii umieszczonej na skrzydłach i dość zuchwałym umieszczeniu kuszników w samym centrum, wróg po prostu usiłował pokazać swoją siłę, choć tak naprawdę wcale nie istniała.
- Dowódca? Hetman? Mistrz ceremonii? - zapytał sam siebie mężczyzna, spoglądając na przyszłe pole bitwy.
Certar był wysokim, przystojnym mężczyzną o pociągłej twarzy, z lekko haczykowatym nosem oraz wyraźną blizną przechodzącą przez cały prawy policzek i fragment czoła. Jego muskulatura pozostawiała wiele do życzenia, lecz ważniejszy dla niego był pomyślunek, aniżeli siła fizyczna.
- Ludzie giną, bo ja im każę. Żyją, bo taka jest moja wola... Kiedy te wojny się wreszcie skończą? – zapytał sam siebie. Jego głos był już zmęczony, tak jak on sam. – Jako Hetman nie powinienem tego mówić, ale mam dość. Zbyt wiele krwi przelano...
Patrzył w dal, błądząc wzrokiem, nie mogąc znaleźć miejsca na które mógłby patrzeć, lecz jego wysiłki przerwał szczęk zbroi. Zaczekał chwilę i powoli odwrócił się. Wiatr zawiał jego białą czuprynę, ukazując ostre rysy jeszcze dokładniej.
Legionista zasalutował.
- Spocznij żołnierzu. Jak stan naszego wojska?
- Trzy oddziały lekkiej piechoty w lasach, jak rozkazałeś. Nadchodzi również pięć oddziałów ciężkiej piechoty, każdy po tysiąc woja. Trzy grupy kawalerii na prawym skrzydle, ustawione w formację klina.
Certar zastanowił się przez chwilę.
- Wyślij gońca i rozkaż kawalerii ustawić się w prostokąt, będą musieli długo walczyć. Sam biegnij na spotkanie naszym głównym siłom, każ im się ustawić jak najciaśniej. Trzy oddziały na przód, dwa na tył. Wykorzystamy wzniesienie i będziemy czekać na atak.
Legionista przytaknął i zasalutował.
- Zaczekaj chwilę. – Legionista stanął na baczność – Jakie są raporty zwiadowców. Ile mają sił?
- Cztery oddziały ciężkiej piechoty, rozciągnięte do granic możliwości. Z tyłu są jeszcze jakieś wojska, ale nie udało nam się tam przeniknąć. W centrum kusznicy, na skrzydłach kawaleria. Podejrzewamy, że mają również artylerię, ale najpewniej jest gdzieś ukryta. Pozycja dowódcy nieznana.
Certar skinął głową i machnął ręką. Legionista zasalutował i oddalił się.
Dowódca ponownie odwrócił się i spoglądał w nieprzeniknioną ciemność pragnąc, by bitwa się jednak nie odbyła. Nienawidził poświęcać ludzi, ale widział, że będzie musiał.

- Cichaj, sobaka! - Aeran, dowódca jednej z grup lekkiej piechoty położył rękę na ramieniu jednego ze swoich towarzyszy.
Żołnierz skruszył się i natychmiast zamilkł. Aeran był uważany za przywódcę pośród swoich wojowników, chociaż zachowywał się dokładnie tak jak oni. Jednego dnia po prostu został wybrany na tę pozycję, ale nie zamierzał zmieniać swojego podejścia do służby – wciąż jadł z jednego garnka i żartował z wszystkimi. Mimo to, gdy nadchodził czas, by walczyć, wszyscy bezsprzecznie mu ufali i składali swoje życia w jego ręce.
- Czekamy i mamy być cicho. Przy odrobinie szczęścia te ścierwa nie zorientują się, że tu jesteśmy, dopóki nie przebijemy ich pleców naszymi mieczami. - Rozkazy i wszystkie słowa Aerana rozchodziły się szybko w szeregach, przekazywane szeptem z ucha do ucha. Wszyscy wznieśli swoje bronie – czy to miecze, czy włócznie, czy jeszcze dziwniejsze konstrukcje, na które nazwy nikt jeszcze nie wymyślił – w geście zgody, a nawet pochwały.
Aeran wychylił się powoli z zarośli i spojrzał na wschód. Słońce wstało już jakiś czas temu, a na jego tle jeden człowiek decydował o losach tysięcy ludzi. Na razie musieli czekać.

- Dobrze, wszystkie wojska na pozycjach. Jesteśmy gotowi do przyjęcia posłańca. Dać znak flagą! - rozkazał Certar, mając na sobie już zdobioną zbroję.
Powinien siedzieć również na koniu, lecz początkowe fazy bitwy lubił obserwować na własnych nogach.
Ktoś za jego plecami zamachał wielką chorągwią. Nie było żadnej reakcji.
- Albo te dzikusy nie wiedzą co próbujemy im przekazać, albo są aż tak zuchwali, że nie chcą pertraktować... Mimo wszystko, brak zgody to brak zgody. Uderzyć w tarabany!
Ktoś zaczął bić w wielkie bębny, spośród ciasno upakowanych wojów podniósł się niski pomruk. Po chwili przerodził się w grzmiącą pieśń.
Ruch na lewym skrzydle. Znacznie słabiej widoczny na prawym. A do tego w centrum szeregi zaczęły się rozstępować. Wszystko działo się tak, jak zaplanował Certar.
- Zewrzeć szyki, uderzą na flanki! Kawaleria na kolubryny! - Za jego plecami odezwały się głosy trąb.
Rozkazy zostały szybko wcielone w życie.
Tętent kopyt poniósł się po całej równinie. Wojska minęły się o kilkaset metrów na środku pola, więc kawaleria nie walczyła między sobą. Rozległ się niski, przytłumiony grzmot. Z odległych luf wypłynęły szare kłęby dymu. Kilku wojaków upadło, skoszonych stalowym pociskiem.
Druga salwa nigdy nie nastąpiła. Siły sprzymierzone uderzyły prosto w artylerię, rozbijając ją w proch, a chwilę później uderzyły ponownie, tym razem na kuszników.
Tymczasem wróg dotarł już do umocnionych pozycji piechoty. Nikt nie wiedział jak duże był straty po każdej stronie, lecz drobne siły jazdy będą zapewne zgniecione w przeciągu kilku chwil.
- Sygnał dla lewego skrzydła! - rozkazał Certar.

Tarabany wybiły umówiony rytm. Trzy krótkie, cztery długie uderzenia. Aeran nawet nie musiał wydawać rozkazu – setki, tysiące mężczyzn wybiegały z lasu, szarżując na kawalerię wroga.
Przyparci do muru tarcz musieli szybko ustąpić.
Z okrzykiem na ustach, razem ze swoimi towarzyszami wbił się w szeregi wroga, tnąc, dźgając i rozczłonkowując wszystko, co stanęło na jego drodze.
- Ostrożnie! Nie uderzyć na naszych! - Aeran próbował przekrzyczeć gwar bitwy, lecz tylko zdarł sobie gardło.
Włożył do ust swoją piszczałkę i wygrał krótką sekwencję tonów. Ludzie zaczęli teraz nacierać znacznie ostrożniej, uformowali jako-taką linię i powoli posuwali się naprzód, wypierając wroga. Części odcięli drogę ucieczki – udało im się rozciągnąć i uformować coraz ciaśniej zaciskającą się pętlę. Każdy, kto nie uciekł do tej pory, musiał zostać zgnieciony przez obręcz zbudowaną z ludzi i stali w ich rękach.

- Wysłać wsparcie kawalerii w centrum. Nie możemy ich zostawić na pewną śmierć. Posłaniec! - Do Certara podjechał młody człowiek na karym koniu. - Niech lekka piechota przegrupuje się i uderzy w centrum sił nieprzyjaciela. Niech ominą ciężką piechotę idącą na nasze wojska, nie mają szans w walce bezpośredniej.
Chłopak skinął głową i popędził konia.

- Słyszeliście go! Zostawić koniarzy, przegrupować się. Kolumna w stronę głównych sił wroga! - Aeran powtórzył rozkaz w piszczałkowym języku, by wszyscy go usłyszeli i zrozumieli.
- Przydatna rzecz... - zadumał się na chwilę dowódca, patrząc na drewniany instrument.
Stanął z lewej strony kolumny i ruszył naprzód. Za jego plecami ginęły resztki kawalerii wroga.

- Wyprowadzić tylne szeregi na prawą flankę. Uderzyć na stanowisko dowódcy. Część ludzi niech wspomoże szturm na centrum sił wroga.
Posłańcy popędzili w swoje strony, tarabany zagrzmiały jeszcze donośniej. Certar wygrywał, wojska wroga struchlały i powoli zaczynały się wycofywać.
Gdy ciężka piechota rozpoczęła szarżę, ostatnia nitka trzymająca czerwone tabardy na swoich miejscach pękła. Pierwsze szeregi zaczęły cofać się coraz szybciej, zaraz za nimi posypało się morale lekkiej piechoty na tyłach.
Resztki kawalerii oraz wszyscy, którzy zostali wysłani na ich pomoc rozpoczęli pogoń za wrogiem. Dowódca padł od uderzenia mieczem bezimiennego wojownika.
Certar ściągnął wodze i powoli odjechał. Wygrał tę bitwę. Nie miał zamiaru więcej przelewać ani jednej kropli krwi.
Odszedł w chwale? Czy może zapomnieniu? O to też nie dbał. Chciał tylko odpocząć.


Post został pochwalony 0 razy
Śro 11:41, 08 Sie 2012 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum Napiszemy Strona Główna » Projekty Forumowe / Opowiadanie III - Punkt widzenia Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin