Forum Napiszemy   Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Smokobójcy

 
Odpowiedz do tematu    Forum Napiszemy Strona Główna » Wasza twórczość literacka / Opowiadanie Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Smokobójcy
Autor Wiadomość
Gość







Post Smokobójcy
Dotarli do Grimswald jakoś wieczorem. Niewielkie miasteczko położone u stóp Góry Smogu wyglądało malowniczo. Grupa budynków, stała zgromadzona wokół centralnie położonego kościoła. Kilka świateł zapaliło się już w oknach przyciągając ćmy. Jakiś pies szczekał, ktoś inny darł się na męża, który wrócił z połową wypłaty. Po prostu malownicze zadupie. Jednak było to zadupie z poważnym problemem. Ten właśnie problem przybyli tu rozwiązać krasnolud Nagopalcy i czarnoksiężnik Romuald (bez uprzedzeń rasowych).

Na obrzeżu miasteczka stała gospoda. Do niej to skierowali kroki nasi bohaterowie. Zastali jednak drzwi zamknięte na głucho i kawałek pergaminu, przybity do nich gwoździem. Napis na pergaminie głosił "Zamknione. Powud: brag kości"
- Brak... gości... - rozszyfrował krasnolud.
- Widziałem kilka zapalonych świateł – pocieszył go czarodziej. - Może ktoś nas przyjmie.

Ruszyli na swych klaczach ulicami miasteczka. Błądzenie nie trwało zbyt długo, bo ulice były tylko trzy. Szybko dotarli pod drzwi kowala.
- Prrr - zatrzymał swojego konia Romuald.
- Stój kobyło! - Warknął krasnolud do swojej klaczki. Nie wymawiał "r", więc tradycyjne sposoby powstrzymania konia nie wchodziły w grę.

Czarodziej zeskoczył na ziemię i kilkukrotnie walnął pięścią w drzwi.
- Dobry kowalu! – Krzyknął. - Goście!
Po chwili oczekiwania drzwi otwarły się gwałtownie.
Stał w nich kowal, w skórzanym fartuchu i z zaczerwienioną twarzą.
- Co tam za lichota!
"Ja ci dam lichota" - wymamrotał do siebie krasnolud chwytając za rękojeść topora. Miał duże umiejętności kowalskie, ale wzrostem ustępował kowalowi o dwie piędzi.
- Witaj kowalu - Czarodziej załagodził rodzący się spór. - Szukamy gościny.
Kowal obrzucił wzrokiem obu podróżnych i ich wierzchowce. Ocenił, że stać ich na zapłatę i wpuścił do środka.
- Gość w dom, Bóg w dom!
Krasnolud był zatwardziałym ateistą, więc puścił mimo uszu napomknięcie o Bogu. Wszedł do izby.
Romuald wiedział, że z bogami nie wolno żartować. Tym razem jednak szukał schronienia na noc, więc zrezygnował z dyskusji o szczegółach.

***

Godzinę później siedzieli z kowalem za stołem zastawionym kuflami i popijali piwo. Kowal był starym kawalerem skupionym na karierze zawodowej, więc oprócz piwa, nic nie mógł gościom zaproponować. Gości jednak nie interesowała strawa, a piwo było jak najbardziej w ich stylu.
Szukali informacji i tutaj ją dostali.
- ...i mamy Smoka Nieroba - perorował kowal. - Wredne bydlę, krowy nam zżera... No, jakby kto miał krowy, bo ja z rękodzieła żyję. Dziś, na przykład miałem dzień... (kowal zamyślił się nie chcąc bluźnić) ...zły dość, ale smok zeżreć może i pół stada, a wtedy mój zły dzień to nic!
- Ten wasz smok Nierób... - zaczął czarodziej.
- Nierob! - poprawił kowal. - Mordercze to imię i, jako w ryj daje pyskiem!
- Jako w ryj daje pyskiem? - zapytał zdziwiony krasnolud.
- To takie lokalne powiedzenie... – zarumienił się kowal.
- A więc ten Nierob, smok z zawodu, daje tym pyskiem w ryj - zaczął czarodziej próbując ogarnąć problem. - Wasz burmistrz nagrodę wyznaczył, żeby bestii się pozbyć?
- Nie momy burmistrza, gościu czarodzieju. My tu momy demokracje! Dowodzi ksiundz i on wom, ewentualnie, nagrodę wypłaci, jak smoka ubijecie.
- Więc propozycja jest? - zagaił Nagopalcy.
- Smoka ubić, propozycja jest - odparl kowal. - Ale co wom ksiundz za to dadzą, to on zdecyduje.

***

Następnego ranka trafili na plebanię. Nim minęło pięć minut targowali się o złocisze.
- Dla takich jak wy zabicie smoka to będzie drobiazg. - Mówił ksiądz z pełnym przekonaniem. Taki był jego zawód: przekonywanie kmiotków. Tym razem nie był do końca pewny, czy przekonuje kmiotków. Krasnolud i czarodziej wydawali się bardziej światowi niż jego typowi słuchacze. Ksiądz miał jednak swoje metody i nie zamierzał z nich rezygnować w obliczu nietypowego odbiorcy.
- Drobiazg, aha - wtrącił krasnolud - Trzydzieści metrów smoczego cielska to faktycznie drobiazg!
Romuald uciszył go gestem ręki.
- Dla nas nie istnieją problemy zbyt duże - powiedział - najwyżej zbyt nisko płatne...
Ksiądz był przygotowany na takie dictum. Wyciągnął z szafki brzęczącą miło, pękatą sakiewkę.
- Pięćdziesiąt złotych monet – powiedział.
- Pięćdziesiąt teraz – Zaczął czarodziej biorąc sakiewkę - i sto pięćdziesiąt po robocie – dokończył.
Ale… – zatchnął się ksiądz – Skąd ja wam wezmę te sto pięćdziesiąt?
- Trzeba będzie coś wymyślić. – Romuald nie uczynił najmniejszego gestu by oddać zaliczkę.
Duchowny zastanowił się. Zmierzył wzrokiem obu kandydatów na smokobójców i pomyślał: „Mały ma wielki topór, ale co to, taki topór na smoka. Inna sprawa czarodziej. Ci potrafią podobno wiele.”
- Dobrze – powiedział – negocjujmy. – Wyciągnął rękę po zwrot sakiewki.
Romuald znowu zignorował propozycję zwrotu złota. Poczuł jednak, że musi pójść na ustępstwa.
- Smok jest, rozumiem, złotolubny? – zapytał.
Ksiądz znał to określenie. Nauce wiadomo było, że smoki dzielą się na gromadzące złoto i te, ceniące sobie po prostu wyżerkę. Wiedziony zawodową uczciwością odpowiedział zgodnie z prawdą:
- Nie bardzo. Raczej chodzi mu o to, żeby się nażreć i wyspać.
To rozwiało wizję czarodzieja o zagarnięciu smoczego łupu jako części zapłaty.
Krasnolud obserwował tę rozmowę jak mecz ping-ponga. Teraz zamyślił się, solidaryzując się z bezradnym chwilowo Romualdem.
I to Nagopalcy znalazł rozwiązanie:
- Powiedzcie, dobrodzieju, byli przed nami już jacyś śmiałkowie?
Duchowny zawahał się przez moment. Nie chciał zniechęcać naszych bohaterów. Z drugiej jednak strony, specjaliści powinni mieć pełną informację przed przystąpieniem do pracy.
- Kilku… - odpowiedział. Widząc uniesione pytająco brwi krasnoluda dodał: - Pięciu.
- Więc mamy nasze brakujące sto pięćdziesiąt złotych monet! – Krasnolud zadowolony uderzył dłonią w stół. To zakończyło negocjacje.

***

Tego ranka gospoda w Grimswald została otwarta. Przez noc do właściciela dotarły pogłoski, że rano może spodziewać się gości. Nasi przyjaciele zawitali tam jednak dopiero koło południa. Ksiądz dobrodziej, widząc, że są naprawdę zdecydowani na walkę ze smokiem, ugościł ich winem mszalnym i chlebem z serem. Kilka godzin rozmawiali o filozofii i żartowali z mieszkańców stolicy, jak to zwykle na prowincji. Ser był naprawdę pyszny.

Oddali konie pod opiekę chłopca stajennego (do tej roli wynajęty został chwilowo miejscowy głupek) i weszli do gospody.
Przywitał ich gwar i wesoła muzyka skwierczącego na ogniu prosiaka. Pół miasteczka zbiegło się by obejrzeć kolejnych chętnych do zabicia smoka.
Przyjaciele usiedli za stołem i chwilę później zamówili piwo. Gospodarz odbiegł, by im je podać. Pomiędzy przyjęciem zamówienia, a podawaniem wybiegł tylnymi drzwiami z gospody, odebrał konie od głupka i pokazał mu jak ma je nakarmić.
Kiedy wrócił z piwem był zdumiony, że nie słyszy narzekań na ospałą obsługę.
Czarodziej podziękował za podane piwo. Krasnolud skinął głową.
Pogrążyli się w cichej rozmowie.
- No to mamy pierwsze zlecenie od dawna – mówił Romuald.
- Dosyć paskudne…
- Mówisz o zabiciu smoka czy późniejszym babraniu się w jego gównie?
Krasnolud zignorował ironię.
- Masz jakiś pomysł? – zapytał.
W tym momencie do ich stołu podeszła dziewczyna.
- Chcecie się panowie zabawić?
Miała piękny, lekko zachrypnięty głos. W tym momencie czarodziej miał już pomysł.
- Pójdziesz ze mną na górę? – zapytał
- Co pan, panie czarodziej! – odepchnęła go lekko, z wyraźnym oburzeniem. – Goście z tamtego stolika chcieli tylko bym was zaprosiła do gry w karty…
Czarodziej zerknął na stolik pod ścianą. Siedziało przy nim dwóch miejscowych, którzy uśmiechali się szeroko..
- Mój przyjaciel zajmie się nimi, a ty pójdziesz ze mną na górę! – Romuald wstał i szybko, zanim dostanie w twarz, nachylił się do ucha dziewczyny i coś chwilę szeptał.
Ta obróciła się, dygnęła przed nim z chichotem:
- Oczywiście, panie czarodzieju!
Był to chichot typowy dla początkujących gwiazd filmowych. Film współcześnie jednak nie istniał, musiała więc radzić sobie jak umiała z czarodziejami tych czasów.
- Nagi! Pograsz z panami o złoto! My idziemy na górę!
Krasnolud powiedział coś do siebie i ruszył w stronę sprytnych karciarzy. Piwo, kobiety i hazard! To był sposób na zaliczkę za smoka! On jednak nie zamierzał przegrywać.

***

Godzinę później czarodziej wyłonił się wraz z dziewczyną z pokoju na górze. Ona chichotała zadowolona, Romuald wyglądał na zmęczonego. Odprowadził ją do drzwi gospody, pomachał czule i wrócił do krasnoluda.
- Nagi, graj dalej, ale jak wrócisz do pokoju nie budź mnie pod żadnym pozorem!
Krasnolud zdążył już ugrać trzy złote monety. Wątpił, by jego partnerzy od kart mieli dużo więcej.
Teraz spojrzał na czarodzieja i wyrecytował:
- Romek śpij, jutro damy smoku w ryj!
Czarodziej zamrugał trochę nieprzytomnie. Powinien poprawić krasnoluda, że nie mówi się „smoku” tylko „smokowi”, ale naprawdę nie miał siły. Odszedł do wynajętego pokoju lekko powłócząc nogami. Spać!
Nagopalcy powrócił do gry. Spojrzał w karty i powiedział:
- Kareta asów, nie dożyjesz lepszych czasów!


Pół godziny później było już po grze. Miejscowi nie mieli więcej pieniędzy. Nie było o co grać.
Nagi zamknął wieczór bilansem plus czterech złotych monet …i kilka miedziaków.

Kiedy poszedł na górę zastał czarodzieja rozwalonego na łóżku i śpiącego snem sprawiedliwego.
Położył się więc pokornie na podłodze i też zasnął. W młodości, kiedy jeszcze pracował w kopalni swego wuja, przyzwyczaił się do spania na kamieniu. Ach, ten wuj… ten wuj… - myślał zasypiając.

***

Następnego ranka nie wyruszyli w drogę od razu. Tak naprawdę rankiem w ogóle nie wyruszyli, bo czarodziej spał do południa.
Krasnolud, w tym czasie zszedł na dół i zjadł obfite śniadanie.
Gospoda była pusta, jednak właściciel czekał już na gości.
Nagopalcy zamówił więc piwo. Później drugie. Pogadał z miejscowym głupkiem, który tym razem wycierał stoły i mył podłogę. Kiedy mu się pomyliło zaczynał myć stoły i wycierać podłogę. Różnicy większej to nie robiło. Jedno i drugie pozostawało tak samo brudne.
Kiedy Romuald w końcu opuścił pokój, zastał Nagiego nieźle wstawionego. Zniósł ten widok mężnie i powiedział:
- Nagi! Powoli zbieramy się do drogi! Weź się ogarnij!
Czarodziej też nie wyglądał szczególnie świeżo, jednak twardo dodał:
- Potrzebuję dwie godziny na przygotowanie zaklęć. W tym czasie masz być jak nowo narodzony!
Krasnolud sklął go pod nosem, ale skinął głową.
Mag, nieco chwiejnie, wrócił na górę i zatrzasnął za sobą drzwi.
„Ta dziewka to naprawdę musiał być sam ogień!” – Pomyślał Nagopalcy i zamówił kolejne piwo. To piwo zamierzał jednak sączyć przez najbliższe dwie godziny. Wiedział, że w tym czasie wytrzeźwieje. Metabolizm krasnoludów był legendarny.

***

Trzy godziny później zbierali się do drogi. Konie były wypoczęte. Miały też jakiś niejasny optymizm w oczach. Być może głupek coś im wcześnie powiedział.
Mniej więcej to samo powiedział naszym przyjaciołom właściciel gospody:
- Konie zostawcie lepiej tutaj. Droga jest nieprzejezdna i szkapiny nie dadzą rady.
Klacze naszych przyjaciół były wniebowzięte. Ruszać na smoka to żadna przyjemność dla wierzchowca.
- Za złocisza dam wam przewodnika – dodał gospodarz.
Wciąż mieścili się w budżecie. To co wczoraj krasnolud wygrał w karty starczało i na pokój i na śniadanie popijane piwem. Także na wizytę sympatycznej dziewczyny u czarodzieja.
Kolejna złota moneta wylądowała w kieszeni właściciela gospody. Ten na chwilę odszedł i wrócił prowadząc miejscowego głupka.
- To jest Gustaw. Będzie waszym przewodnikiem.
- Gud Staf! – Potwierdził głupek lekko bełkotliwie i posłał naszym przyjaciołom szczerbaty uśmiech. Ci spojrzeli na przewodnika, później na siebie nawzajem. Krasnolud wzruszył w końcu ramionami. Cóż, głupek był najwyraźniej człowiekiem wielu talentów.

***

Brnęli w stronę jaskini już przynajmniej dwie godziny. Przynajmniej mieli nadzieję, że celem marszu jest siedziba smoka. Gustaw prowadził ich wąskimi dróżkami, przez sterty kamieni, przedzierając się przez kosodrzewinę. Raz pod górę, innym razem w dół zbocza. Najwyraźniej znał doskonale teren i wszystkie jego niedogodności. Został sowicie opłacony, więc starał się przeprowadzić ich przez wszystkie. W pewnym momencie dotarli do piargów. Przewodnik obrócił się do nich, uśmiechnął szeroko i… poprowadził naokoło rumowiska. Wtedy czarodziej także poczuł, że może mu ufać.
- Powiedz Gustaw, czym się zajmujesz, gdy gospoda nie ma gości? – Zagadnął konwersacyjnie.
Głupek zatrzymał się i wyjął z kieszeni suszony listek. Włożył go do ust i zaczął żuć. Przewrócił oczami z rozkoszy.
- Gud Staff! – wyjaśnił i, sięgnąwszy znów do kieszeni, wyciągnął do naszych przyjaciół dłoń z malutką paczuszką.
Krasnolud powąchał wstrzemięźliwie i mruknął:
- Ja dziękuję. Jestem w pracy.
Czarodziej wziął paczuszkę, także powąchał i zapytał:
- A ja poproszę… ile?
Gustaw pokazał trzy palce. Mag wręczył mu trzy centymy i uśmiechnął się.
Głupek pokręcił głową jakby niezadowolony.
Romuald westchnął i dołożył miedziaki do sumy trzydziestu centymów. Schował paczuszkę do woreczka z ziołami, zapisując na niej: „paczuszka gud stafu, żuć chwilę”.
Po dokonaniu tej wymiany handlowej wrócili na szlak.
Zmierzchało się już, gdy dotarli do niewielkiej skalnej szczeliny. Przewodnik wskazał na nią i powiedział:
- y – y ..
Mogło to znaczyć „iść, iść” albo cokolwiek innego.
- My iść, ty zostać? – zapytał czarodziej
- y – y! – Potwierdził głupek kiwając głową.
- Ty, patrz… - krasnolud zwrócił się do Romualda. – Niby głupek, a wie co dla niego dobre.
Dotychczasowy przewodnik zainkasował kilka miedziaków napiwku i ruszył w drogę powrotną. Tym razem wydawał się znajdować łatwiejsze ścieżki. Wyglądało na to, że przed zmrokiem dotrze do domu.

Nasi przyjaciele obejrzeli wejście do wnętrza góry.
- To co? Rozbijamy obóz na noc? Już się zmierzcha. – Krasnolud zawsze był gotowy opóźniać nieuniknione.
Czarodziej obrzucił go wzrokiem.
- Nie ma potrzeby – odpowiedział. – Pod ziemią zawsze jest ciemno. Czy noc, czy dzień.
Nagopalcy dobrze o tym wiedział. Za młodu często pracował w kopalni wuja po kilkanaście godzin nie wiedząc o tym nawet. Nikt spośród młodych krasnoludów, nie miał zegarka. Teraz, oczywiście, zegarek już miał. Tyle, że zepsuty. Wyczerpała się magiczna moc, która go napędzała a kupić nowego kryształu zasilania nigdy nie było okazji.
Czarodziej, widząc jak Nagi bezradnie spogląda na swój zegarek pokręcił krytycznie głową i powiedział:
- Kup sobie w końcu normalny, nakręcany zegarek.
- A co, jak zapomnę go nakręcić?
- Mnie zapytasz, która jest godzina, nastawisz i nakręcisz!

Weszli w trzewia góry. Skalna szczelina rozwijała się w długi, ciemny korytarz. Czarodziej rzucił proste zaklęcie i nad ich głowami zaczęła lewitować świetlista kula. Oświetlała niewiele, ale dawała ogólne pojęcie o tym, o co można by się potknąć za chwilę.

W końcu dotarli do większej jaskiniowej komnaty. Po jej środku widniała głeboka dziura, której dno, niewiadomo jak odległe, niknęło w mroku. Poza tym z komnaty prowadziły trzy wyjścia. Jedno pięło się ku górze, drugie prowadziło płasko. Trzecie zdawało się zagłębiać niżej.
Romuald zarządził postój.
- Zjedz jakąś kanapkę, ja w tym czasie zastanowię się którędy ruszymy.
Krasnolud sięgnął po bukłak z piwem, w który przezornie zaopatrzył się w gospodzie. Wypił „jedną kanapkę” i zaczął przyglądać się dziurze na środku podłogi. Po chwili znalazł jakiś kamyk i wrzucił go do niej. Chwilę nasłuchiwał nim kamyk uderzył w dno. Z głębi rozległy się popiskiwania.
- Są tu szczury – wyszeptał do czarodzieja.
- Bądź bardziej ostrożny! – strofował go czarodziej. – Mogłeś obudzić pradawne zło!
- Ano, szczury to nic dobrego – zgodził się Nagopalcy. – Jednak to tylko szczury.
Romuald coś odburknął i dalej zastanawiał się, którą drogę wybrać. W końcu zdecydował się na tunel środkowy. Ten, który nie wznosił się ani nie opadał w dół. Zgodnie ruszyli tym tunelem.
Po jakimś czasie błądzenia wyszli na skalną półkę nad przepaścią. Setki metrów niżej płynęła rzeka lawy. Byli w kraterze wulkanu. Spojrzeli w górę. Przez otwór na samym szczycie krateru widać było gwiaździste niebo. Nagle coś przesłoniło grupkę gwiazd. Rozpoznali kształt smoczego ogona. Gdzieś tam, dużo wyżej, na większej skalnej półce drzemał smok, leniwie ruszając ogonem.
- No to powrotem do rozwidlenia – mruknął krasnolud. – Trochę pobłądziliśmy.
- Nie pobłądziliśmy, tylko mieliśmy okazję obejrzeć niebezpieczeństwo z bezpiecznej odległości.
Romek nie lubił przyznawać się do błędu.

Mozolnie wracali do jaskini, gdzie Nagopalcy próbował obudzić pradawne zło.
Kiedy dotarli już do rozstajów krasnolud rzucił w dół studni kawałki chleba i z dumą słuchał jak głębinowe szczury biją się o nie. To na pewno były szczury a nie jakieś „pradawne zło”.
Tym razem ruszyli tunelem wznoszącym się ku górze. Ten doprowadził ich w końcu do dużej, skalnej półki, na której drzemał smok.
Krasnolud wyjrzał na chwilę ze skalnego przejścia i, chowając się z powrotem powiedział:
- O w mordę jeża! …to znaczy: jako w ryj daje pyskiem!
Smok drzemał spokojnie. Wyglądało na to, że śniły mu się stada baranów lub krów, bo co kilka chwil oblizywał pysk.

Romuald chwycił krasnoluda za ramię.
- Wiesz, jaki jest plan?
- Nie bardzo…
- Słuchaj więc.
Czarodziej wyjaśnił w kilku słowach. Wyjął zza pazuchy kryształ przygotowany w gospodzie podczas wizyty dziewki. Był to ruben, szeroko stosowany do zapisu dźwięku i obrazu. Związane z nim zaklęcia były bardzo wyczerpujące, jednak czasami to się opłacało.
- Zostawisz tu topór – wyjaśniał Romuald. – Nie ma sensu niepokoić gada orężem.
Nagopalcy zdjął topór z pleców i tęsknie na niego spojrzał. Dobrze wiedział, że ta zabawka nic nie wskóra przeciw smokowi. Bez niej jednak czuł się jak nagi.
Romuald przymocował kryształ do hełmu krasnoluda. Przykleił go taśmą przezroczystą tuż nad nosalem.
Nagi poddał się tym zabiegom. Przy okazji, wiedziony instynktem, powiedział:
- Teraz zaryzykuję, ale jak trzeba będzie grzebać się w smoczym gównie nastąpi twoja pora?
- Zgoda! – Czarodziej chciał pozbyć się smoka. Nie myślał jeszcze o tym, co stanie się później.

Niższy z przyjaciół wkroczył na środek jaskini pojękując „beep, beep”. Szedł sztywnym krokiem jak marionetka... Smok obudził się i jednym okiem obserwował to dziwowisko. Krasnolud zatrzymał się, powiedział „beep, beep” i zamarł w oczekiwaniu.
Schowany za skałą czarodziej wykonał oszczędny gest ręką. Z kryształu przymocowanego nad nosalem hełmu wydobył się stożkowaty promień światła. Był to hologram. W powietrzu unosił się wizerunek młodej, atrakcyjnej smoczycy.
Smoczyca była złota i wyraźnie przypominała ornament z pierścienia Romualda.
W tym momencie do hologramu dołączył głos:
- Pojmał mnie zły satrapa. Jestem więziona w podziemiach zamku w Świebiedzi. Proszę Nierobie. Pomóź mi!
Smok wyciągnął pazurzastą łapę i dotknął krasnoluda, który posłusznie się przewrócił.
Ukryty za skałą czarodziej ponownie wykonał gest, rzucając zaklęcie.
Nagrana wiadomość znów popłynęła z kryształu.
„…Proszę Nierobie. Pomóż mi!”
Smok zerwał się na równe łapy. Nie był głupi! Stosowana przez niego filozofia „nażrej się i wyśpij” w dużym stopniu wynikała z doświadczeń z płcią piękną. Smoczyca na hologramie wydawała się jakoś mało autentyczna. Może chodziło o przesadny makijaż na pysku a może o to, ŻE BYŁA TYLKO ZŁOTĄ OZDÓBKĄ!
Wielki jaszczur, śpiący do tej pory na skalnym filarze pośród przepastnej otchłani, zgarnął leżącego krasnoluda w przepaść. Rozległ się krzyk naszego bohatera: „NIEEEE…”
Potężny gad zaczął węszyć za drugim z naszych przyjaciół.
Romuald nie mógł dłużej się ukrywać. Podbiegł do krańca przepaści i rzucił jedno ze spamiętanych zaklęć. Lewitacja zahamowała upadek krasnoluda i pozwoliła posadzić go delikatnie na skalnej półce dziesiątki metrów niżej.
Czarodziej odetchnął i obrócił się by stanąć oko w oko ze smokiem. Cofnął się odruchowo i aż przysiadł rażony cuchnącym, gadzim oddechem.
Szybko pozbierał się jednak i zaczął uciekać szerokim, skalnym korytarzem. Nieszczęśliwie wybrał tak szeroki korytarz, że smok mógł podążyć za nim.

Romuald uciekał przerażony. Zostało mu już tylko ostatnie zaklęcie. Na dodatek takie, które w trzewiach góry mogło okazać się ryzykowne. TRZĘSIENIE ZIEMI, jedno z tych zaklęć, o których zawsze się pamięta a nigdy nie używa. Tym jednak razem nie było innego wyjścia.
Zatrzymał się, obrócił w stronę szarżującego smoka, wycelował w sufit i rzucił zaklęcie.

Stalaktyty posypały się obficie. Zaskoczony gad próbował przed nimi uskakiwać. Bezskutecznie. Skalna włócznia przebiła jego szyję i przyszpiliła do podłogi jaskini. Smok szamotał się, krusząc skały i łamiąc stalagmity. Po chwili znieruchomiał. Tak skończyło się szczęśliwe smocze życie. Wypełniona jedzeniem i spaniem tysiącletnia egzystencja dobiegła końca.

***
Czarodziej podszedł i kopnął w dolną wargę Nieroba. Nic, brak reakcji. Już miał odejść zadowolony z siebie, gdy dotarło do niego, że czegoś tak drobnego gad nie poczułby nawet, gdyby jeszcze żył. Rozejrzał się za jakimś cięższym argumentem, chodząc po rumowisku. W końcu znalazł topór Nagopalcego. Chwycił go obiema rękami i, ciągnąc po ziemi, podszedł do wywalonego smoczego jęzora. Podniósł topór z niemałym wysiłkiem i opuścił gwałtownie na jęzor.
- Yh - stęknął.
Ze strony smoka nie padła żadna odpowiedź.
„Gad zdiagnozowany, nie żyje!" - pomyślał. Był to jego pierwszy smok w życiu. - „Teraz czas, po nagrodę!" - W tym momencie zamarł. Przypomniał sobie, co oznaczało odbieranie nagrody. Pomarkotniał i rozejrzał się po jaskini. Chodził po niej zaglądając do nisz i uchyłków. Starał się kierować węchem i w końcu znalazł miejsce, gdzie jaszczur załatwiał swoje prywatne sprawy. Przed Romualdem piętrzyła się nagroda! Wielkie gówno!
Czarodziej odszedł na tyle daleko, by nie czuć wyraźnie smrodu i usiadł pod skałą. Zastanawiał się jak zlokalizować złoto śmiałków pożartych i przetrawionych przez smoka. Nie wyobrażał sobie, jak w tak dużej kupie znaleźć je, szukając na ślepo. Poszperał w pamięci, chcąc znaleźć pomocne zklęcie. W końcu coś sobie przypomniał: Wykrywanie Metali! Jego zastosowanie wciąż oznaczało grzebanie się w nieczystościach, jednak powinno ono pozwolić dowiedzieć się, w którym miejscu grzebać.

Romuald zagłębił się w medytacji przywołując zaklęcie runa po runie. Trwało to na tyle długo, że dotarł do niego Nagopalcy. Po godzinnym błądzeniu w korytarzach Góry Smogu, krasnolud przytruchtał z powrotem do leża smoka. Zobaczył przyjaciela pogrążonego w rytuale. Nie był to dla niego nowy widok. Uszanował więc spokój czarodzieja i zaczął zwiedzać sąsiednie jaskinie. Nie zajęło dużo czasu nim natknął się na problem, przed którym stanęli. Problem był może gówniany, ale na pewno wielki.

Powrócił do boku przyjaciela, usiadł i czekał aż ten wyjdzie z transu. Doskonale pamiętał jak się umówili. Nagopalcy ryzykował „szrżując" na smoka. Romuald miał zadbać o odzyskanie nagrody.

Cóż, w ich dwuosobowym zespole to czarodziej odpowiadał za finanse.

***

Kiedy wyłonili się z trzewi Góry Smogu nie pachnieli różami, ale mieli zadowolone miny. Udało im się odzyskać sto pięćdziesiąt złotych monet! Znaczyło to, że tylko dwóch spośród pięciu poprzedników było zwykłymi oszustami. Pozostali stawili się grzecznie „na dywaniku" u Nieroba i dorzucili po pięćdziesiąt sztuk złota do wspólnej sakiewki.

Mieli w perspektywie odjazd w stronę wschodzącego słońca. Słońce wschodziło i teraz, jednak plany, na razie, obejmowały tylko kąpiel i późniejsze świętowanie przy wielu kuflach piwa.

Nagopalcy i Romuald mozolnie schodzili ze zbocza, by podjąć wyzwanie trudnych zleceń i łatwego życia.
Pon 21:46, 13 Cze 2011
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum Napiszemy Strona Główna » Wasza twórczość literacka / Opowiadanie Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin