Forum Napiszemy   Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Rok za ścianą

 
Odpowiedz do tematu    Forum Napiszemy Strona Główna » Wasza twórczość literacka / Opowiadanie Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Rok za ścianą
Autor Wiadomość
Don Self
Geniusz
Geniusz



Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 554
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: mężczyzna

Post Rok za ścianą
Pragnę dodać mój nowy tekst. Jest on dla mnie najważniejszym, spośród wszystkich, które stworzyłem. Smile
Mam nadzieję, że się wam spodoba.
Drogi Czytelniku, nie jesteś pierwszą osobą czytającą ten tekst, ponieważ moim Czytelnikiem Numer jeden była ważna dla mnie osoba. pewnie dlatego ten tekst ma taką wagę. Smile
Jest on w zasadzie jedną wielką metaforą i ukryłem w nim parę ciekawych symboli, których nie widać na pierwszy rzut oka. Smile
Nie mniej jednak, życzę miłych wrażeń! Smile
Jak zwykle z szacunkiem: Don Self.

ROK ZA ŚCIANĄ

1

Dawid od chwili, kiedy poznał Alę wiedział, że zostanie jej mężem. Ona była taka piękna, a w dodatku świetnie się ze sobą dogadywali. Niedługo po tym jak zdobył jej numer telefonu zostali parą, a potem doszło do ślubu. Obiecali sobie wtedy, że nigdy się nie rozstaną.
Niestety los nie był dla nich łaskawy. Od kilku miesięcy bezustannie się kłócili. Dawid był bardzo zazdrosny, a Ala – jak się okazało – należała do grona niepokornych kobiet.
Jej zdrada wyszła na jaw dopiero dwa tygodnie temu. Dawid dokonał szokującego odkrycia przez przypadek. Gdy byli w restauracji zapytał Alę czy go zdradzała, lecz ona wyszła nie pozostawiając odpowiedzi.
Próbował ją złapać, ale to na nic. Zniknęła mu z oczu, wbiegając w jakąś miejską uliczkę.
Kilka dni później stanęła przed drzwiami ich wspólnego mieszkania, a kiedy jej otworzył powiedziała tylko:
– Przyszłam po moje rzeczy.
Dawid nie odezwał się do niej ani słowem. Wskazał jedynie walizki stojące na prawo od drzwi. Ala podniosła je z podłogi i spojrzała mu w oczy.
– Przepraszam – rzuciła na pożegnanie, po czym wyszła.
To był koniec ich pięknego, choć krótkiego małżeństwa. Dawid chodził jak struty. Nadal tęsknił za kobietą u boku, której miał zamiar umrzeć. Niestety jego plany legły w gruzach przez jakiegoś dupka.
Któregoś dnia zastanawiał się nad swoją pisarską karierą. Wydawca czekał na nową powieść, ale póki, co Dawid czuł, że nie potrafił napisać niczego nowego.

Niedługo później doszedł do wniosku, że powinien spróbować. Wtedy wpadł na pewien kuszący pomysł.

2

Postanowił przeprowadzić się na jakiś czas do domku letniskowego. Niedaleko znajdowało się małe miasteczko o nazwie Reda. Dawid wpadał tam od czasu do czasu z Alą, ale tym razem musiał odwiedzić znajome strony w pojedynkę.
Dotarł tam z samego rana. Na dworze była piękna pogoda.
Zajechał przed dom żwirową ścieżką, prowadzącą od zjazdu z drogi numer 211.
Widząc drewniany budynek poczuł wewnętrzny spokój, którego najbardziej potrzebował. Przez prawie cały dzień nie myślał o Ali, która z biegiem czasu stała się dla niego jedynie przykrym wspomnieniem.
W końcu zamieniła się w ducha z przeszłości, który zanikał.
Ciągle zanikał.
Dawid uważał to za dobry układ.
Kiedy wyszedł z samochodu, od razu pomaszerował do domku. Wyjął z kieszeni kluczyk i otworzył drzwi frontowe.
Wewnątrz panował zaduch. Mężczyzna obszedł wszystkie pokoje, a przy okazji pootwierał okna.
W saloniku panował względny porządek. Dawid zajrzał do szafek w kuchni, a kiedy okazało się, że nie znalazł nawet paczki sucharów udał się na piętro.
Wszedł do swojego gabinetu, w którym miał zamiar przez kilka najbliższych tygodni pracować nad niedokończoną powieścią.
Od progu przywitał go chłodny powiew. Okazało się, że szyba w oknie była wybita.
– O w mordę! – rzucił zdenerwowany. Na suficie widniało kilka ciemnych plam, w powietrzu unosił się zapach stęchlizny. – Muszę to później ogarnąć – dodał i wyszedł z pokoiku. Zastanawiał się gdzie mógłby w spokoju popracować.
W końcu zdecydował odwiedzić pokój należący niegdyś do jego ojca (gabinet, do którego od lat nie zaglądał).
Pięć lat temu Dawid zamknął drzwi pracowni ojca na klucz. Ala zawsze uważała to za absurdalny pomysł twierdząc, że powinien w inny sposób zachować o nim pamięć.

3

Drzwi ustąpiły z piskiem. Oczom Dawida ukazało się duże pomieszczenie po środku, którego stało dębowe biurko. Leżało na nim mnóstwo zapisanych kartek i plików czystego papieru. Na blacie znalazła się też książka zatytułowana „Miasteczko Salem” z zakładką wetkniętą w środek.
– Ojciec naprawdę nie spodziewał się śmierci – powiedział do siebie, gładząc powierzchnię biurka. Pośrodku rozrzuconych papierów stała maszyna do pisania.
Dawid wziął ją pod pachę i przestawił na mały stoliczek ustawiony w rogu przytulnego pokoju. Na jej miejscu znalazł się laptop.
– Tato, przepraszam, ale musiałem się tutaj przenieść – powiedział, spoglądając w górę. Wierzył, bowiem, że jego ojciec poszedł do nieba.

Rozglądając się wokoło zasiadł na wygodnym krześle i otworzył edytor tekstu. Zatrzymał się na osiemdziesiątej pierwszej stronie.
Siedziała na sofie i spoglądała w dal. – Brzmiało ostatnie zdanie. Zastanowił się chwilę, ułożył dłonie na klawiaturze. Bardzo chciał wymyślić cokolwiek, ale miał z tym duży kłopot. W jego głowie zapanowała pustka. Zawsze tak było, kiedy na dłużej przerywał pracę nad tekstem.
Niestety tym razem powód był zupełnie inny. Ala okazała się być zdradliwą ździrą. Od kiedy znalazł się w gabinecie ojca, nie mógł przestać o tym myśleć.
Odwrócił się tyłem do ekranu komputera. Jego oczom ukazało się spore jezioro, gdzieś daleko za oknem. Błyszczące, nieregularne koło otaczała gruba ściana lasu.

Pomyślał, że powinien ochłonąć, więc wyszedł na zewnątrz. Zaciągnął się rześkim powietrzem i ruszył odchodzącą od podjazdu leśną drogą. Wokoło słychać było cichy szum drzew i łamane gałązki. Zupełnie jakby gdzieś, w leśnej gęstwinie biegały stada saren, które Dawid niechcący spłoszył.

4

Spokój i towarzysząca mu cisza wprawiły go w pewnego rodzaju trans. Dawid zamyślił się na temat swojej nowej powieści i nawet nie wiedział, kiedy udało mu się dotrzeć do odległego od domku jeziora.
Wyrwany z zamyślenia podszedł do brzegu, a potem znalazł się na drewnianym mostku. Usiadł ze skrzyżowanymi nogami i podziwiał widoki.
Spojrzał w miejsce, z którego przyszedł. Był to duży, sosnowy las kołyszący się bezustannie. Gdzieś w oddali na niebie pojawiły się białe obłoki. Słońce grzało i miało tak być do samego wieczora.
– Ciekawe czy ojciec znał to miejsce – myślał na głos. Zanurzył dłoń w chłodnej wodzie. Potem położył się na mostku i spoglądał w niebo. – Jeśli tu był, to w pewien sposób się z nim spotkałem – powiedział do siebie. – To pocieszające; tym bardziej, że jestem taki samotny – westchnął. – Pomóż mi napisać tą cholerną powieść. Musze wyrobić się w terminie, bo… zresztą, po co ja ci to mówię? Przecież wszystko wiesz. – Dawid, mówiąc to zaśmiał się. Przypomniał sobie kilka historii ze swojego życia, o których nigdy nie powiedziałby ojcu ani matce.
Uważał, że lepiej byłoby, gdyby ludzie w niebie nie mieli możliwości śledzenia całego życia zwykłego śmiertelnika.
– W sumie tam już nie grozi ci żaden zawał, co? – zapytał, unosząc głowę. W wodzie plusnęła się duża ryba. – To była twoja odpowiedź staruszku?! – zdziwił się. Jego puls nieco przyspieszył, bo plusk wody był dość nieoczekiwany.

5

Po godzinie Dawid wrócił do domu i rozsiadł się w salonie z laptopem na kolanach. Otworzył edytor tekstu. Po długim spacerze pisanie przychodziło mu znacznie łatwiej. Przez chwilę zastanawiał się czy ojciec wysłuchał go, kiedy siedział na mostku.
Może pomagał mu pisać powieść?
Byłoby cudownie – pomyślał i wrócił do wystukiwania kolejnych słów na klawiaturze. Po dwóch godzinach jego opowieść była dłuższa o cztery strony.

Kiedy skończył pisać piąty rozdział, postanowił się zdrzemnąć.
Śniło mu się, że spadał z dużej wysokości. Pogrążał się w ciemności, wymachując rękami z przerażoną miną. Czuł się kompletnie bezsilny, wobec zbliżającej się śmierci.
W pewnej chwili poczuł szarpnięcie i falę bólu z tyłu głowy. Kiedy otworzył oczy, okazało się, że leżał na podłodze pod okrągłym stolikiem.
– O mój Boże – wysapał. Otarł spocone czoło, po czym poszedł do kuchni, by się czegoś napić. Opróżnił butelkę wody, którą przyniósł kilka godzin temu z samochodu. Gdy zerknął na zegarek okazało się, że dochodziła osiemnasta.
Nie miał zamiaru więcej pisać, więc wyszedł do ogrodu znajdującego się z tyłu domku. Było to nieco zapuszczone miejsce, ale Dawidowi wydawało się, że można to łatwo odwrócić. Obiecał sobie, że jak tylko dojdzie do siebie wynajmie ogrodnika.
Póki, co pozostało mu jedynie patrzeć na chaszcze rosnące między kwitnącymi różami. Ala kochała te kwiaty najbardziej na świecie, przypomniał sobie.
Zamyślił się chwilę. Zastanawiało go, co robiła jego żona.
Nigdy nie sądził, że rozstania bywają takie trudne. Zawsze uważał, że najtrudniej jest pożegnać się z ojcem, czy matką. W końcu rodzice towarzyszą człowiekowi od samego początku.
Niestety okazało się, że był w błędzie. Po rozstaniu z Alą zdał sobie sprawę jak bardzo ją kochał.
Włożył ręce w kieszenie i poszedł dalej, nie spoglądając za siebie. Zapragnął już nigdy więcej nie widzieć róż w swoim ogrodzie.
Wszystko po to, by zapomnieć o Ali. O tym, że kochał ją na zabój.

6

Następnego dnia Dawid od samego rana siedział na piętrze w gabinecie ojca i pisał. Planował skończyć kolejny rozdział powieści, która ciągle przypominała mu o Ali. Zaczął pisać ją, kiedy byli szczęśliwą rodziną, której brakowało jedynie dziecka. Dawid bardzo chciał je mieć, ale jego żona się nie zgadzała (teraz już wiedział dlaczego).
Nie mniej, jednak był jej za to wdzięczny, bo oszczędziła im kłopotów przy rozwodzie.
Dawid włączył muzykę i zaczął pisać kolejne słowa. Starał się nie myśleć o Ali i tylko praca mu w tym pomagała.

Kobieta w czarnym żakiecie szła chodnikiem w kierunku kancelarii adwokackiej. Wyglądała jakby była w żałobie, ale chyba chodziło o coś zupełnie innego… – pisał.
– To musi być małżeńska żałoba, kotku – powiedział, unosząc w stronę monitora literatkę wypełnioną płynem o słomkowej barwie.
Potem uśmiechnął się i wypił całą zawartość.
– Twoje zdrowie kochana!
Skończył, zapisawszy sześć stron. Wstał od biurka, by rozprostować kości i wypełnić głowę nowymi pomysłami; ale to nie były jedyne powody przerwy.
Dawid zauważył, że historia, którą opisywał zaczęła niebezpiecznie zbaczać z wyznaczonego toru. Pisząc kolejny rozdział ciągle myślał o żonie i o tym, że został sam.
– Nigdy więcej zdrad. Nigdy więcej ślubu – wycedził przez zęby, dopijając ostatni łyk alkoholu. Zamknął laptopa, po czym zszedł na dół. W kuchni przy drzwiach wisiała mała półeczka, na której zwykł trzymać najpotrzebniejsze rzeczy.
Zgarnął z niej pęk zakurzonych kluczy, po czym zaczął obracać go w palcach. Chwilę trwało zanim znalazł interesujący go kluczyk.
Otworzył nim szopę przylegającą do tylnej ściany domu. Trzymał w niej narzędzia ogrodowe i kilka innych rupieci (połowa z nich należała do Ali, ale Dawid zupełnie o tym zapomniał).
W małej klitce było nieprzyjemnie gorąco. W powietrzu unosił się stęchły zapach. Mężczyzna jak najszybciej znalazł parę roboczych rękawic i szpadel. Wychodząc na zewnątrz zostawił otwarte drzwi.
– Raz na jakiś czas trzeba przewietrzyć tą syfiarnię – powiedział na odchodne. Stanął przed różaną rabatką pośrodku ogrodu. Wbił szpadel w ziemię i nałożył rękawice.
– Dosyć tego dobrego! – warknął i zabrał się za wykopywanie krzewów. Otrzepywał rośliny z ziemi, odrywał czerwone kwiaty i rozszarpywał na drobne kawałeczki.
Dokopawszy się do korzeni zaczął wyrywać je rękoma, a te, które wrosły najgłębiej poszatkował szpadlem. Wbijał go w ziemię na tyle głęboko, na ile pozwalały mu siły. Cały czas zaciskał zęby ze złości, która zamiast słabnąć ciągle w nim narastała i ten wrzód musiał w końcu pęknąć.
– Nienawidzę róż – powtarzał sobie, dysząc ze zmęczenia. – Kłujące chwasty! – rzucił wyrywając kolejny dłuższy korzeń.
W ciągu niecałej godziny rabatka przekształciła się w dziurę przypominającą krater po uderzeniu meteorytu.
Dawid wypełnił dołek suchymi gałęziami znalezionymi w pobliskim lesie, a potem dorzucił wszystkie wyrwane róże.
Kiedy na dworze zaczęło się ściemniać, mężczyzna podpalił wykarczowane rośliny i usiadł obok, by w spokoju obserwować jak płonęły.
Wyobrażał sobie, że unoszący się nad rabatką dym, to wszystkie wspomnienia o Ali, które rozwiewał wiatr. Ogrzewał ręce nad ogniem, popijając whisky z butelki.
Widząc, że płomień zaczął przygasać wypełnił literatkę alkoholem i oblał nim żarzące się gałązki. Rozległo się syknięcie i niemal od razu zapłonął niebieskawy ogień.
– Już mi lepiej – powiedział do siebie. Potem spojrzał w czarne niebo.
Rozległ się grzmot, a za chwilę zaczęło padać.
Rozżarzony chrust syczał i dogasał coraz szybciej.
– Od tej chwili zwisa mi, co robisz ze swoim fagasem, kiedy ja kładę się spać! – wycedził przez zęby i splunął do ogniska. Ślina niemal od razu wyparowała, przeradzając się w mały obłoczek, który zniknął zanim Dawid ruszył do domu.
W środku było chłodno, ale on się tym nie przejmował. Wszedł do kuchni i wziął stamtąd pełną butelkę wódki, którą zapewne kupił jego ojciec jakieś siedem lat temu.
Chwilę później ruszył na piętro. Otworzył drzwi gabinetu na oścież i po omacku szukał przełącznika światła. Klepał pokrytą tapetą ścianę, aż w końcu natrafił na wybrzuszenie.
– Co to?! – zdziwił się. Przesunął dłoń w lewo.
Jest – pomyślał. Rozległo się pstrykniecie, wraz, z którym zapanowała jasność. Dawid odstawił wódkę i literatkę na biurko ojca, po czym podszedł do futryny.
Jakieś dwadzieścia centymetrów od przełącznika światła namacał wybrzuszenie. Zupełnie jakby ktoś wraz ze ścianą wytapetował wiszące na niej obrazy.
Dawid zawsze nosił przy sobie scyzoryk, który znajdował się w wewnętrznej kieszonce marynarki. Wyjął nożyk i wyciął duży, prostokątny fragment tapety, który odsłonił stary kalendarz ścienny.
– Skąd to się tu wzięło? – zdziwił się. Zdjął go ze ściany i usiadłszy za biurkiem zaczął przeglądać.
Na pierwszej stronie widniał napis „ROK 1995 JEST W TWOICH RĘKACH!”.
– Dlaczego mój ojciec cię nie wyrzucił? – zapytał, zupełnie jakby rozmawiał z żywą osobą. Przez chwilę próbował sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widział kalendarz wiszący w tamtym miejscu. Kiedy był dzieckiem, ojciec często zabierał go tutaj i pozwalał przeglądać swoje książki.
– Dziwne – mówiąc to przewrócił kilka stron, na których znalazły się wizerunki postaci przypominające elfy Tolkiena.
Dawid spojrzał na kartkę zatytułowaną WRZESIEŃ. Po prawej stronie widniała postać smutnej kobiety, która patrzyła Dawidowi głęboko w oczy.
– Czemuś taka smutna? – zapytał, gładząc palcem jej malowane oblicze. Potem rzucił posępne spojrzenie na wyliczankę dni po lewej stronie kartki, z których jeden oznaczony był czerwonym okręgiem. Pod zaznaczoną szesnastką widniał jakiś napis. Był bardzo mały, więc Dawid zmrużył oczy, by go dostrzec.
– W tym miesiącu czuwa nad tobą anioł siedmiu nieszczęść – przeczytał na głos. – Jakbyś zgadł, kimkolwiek jesteś – dodał. Znudziło mu się przeglądanie starego kalendarza, musiał pisać.
Wstał z fotela i podszedł do ściany. Powiesił kalendarz na zardzewiałym gwoździu, po czym cofnął się do pierwszej strony.
W TYM MIESIĄCU CZUWA NAD TOBĄ ANIOŁ SIEDMIU NIESZCZĘŚĆ!!! – „krzyczał” napis z okładki.
– Co jest?! – rzucił, odskakując od ściany. Jego umysł nie był w stanie pojąć, gdzie podział się nadruk „ROK 1995 JEST W TWOICH RĘKACH!”. Zapadła chwila ciszy.
Dawid oddychał głęboko. Próbował poukładać sobie w głowie wszystko, co zobaczył. Kiedy był już gotowy, zbliżył się do kalendarza z wyciągniętą do przodu ręką.
Zawahał się na moment, a potem stwierdził, że musiał to zrobić. Dotknął napisu na pierwszej stronie. Farba była jeszcze świeża.
– Dziwne – powiedział do siebie, rozcierając w palcach czerwony barwnik. Na stronie tytułowej kalendarza pozostawił odcisk kciuka. Trzy wykrzykniki na końcu zdania rozmazały się do tego stopnia, że zmieniły się w czerwoną plamę.
Postanowił pozbyć się kalendarza, więc zdjął go ze ściany i powędrował z nim do kuchni. Wrzucił tekturowy prostokąt do kosza pod zlewem.
– Jeśli to twoja sprawka tato, to wiedz, że żart średnio mi się podobał! – powiedział, otrzepując ręce.
Kiedy wrócił na górę, zasiadł w fotelu ojca z zamiarem napisania jeszcze kilku stron. Na rozluźnienie wypił dwie lub trzy literatki wódki i nieoczekiwanie zmorzył go sen.

7

Obudził się następnego ranka. Dobrze pamiętał, co działo się wieczorem i zaraz po otwarciu oczu spojrzał przed siebie.
Odetchnął z ulgą widząc, że na ścianie znajdował się jedynie prostokąt odsłoniętej ściany.
– Na czym to ja skończyłem? – zapytał siebie, unosząc ekran zamkniętego laptopa. W edytorze tekstu pojawiła się ostatnia zapisana strona. Końcowe zdania brzmiały:
Ada i Przemek kłócili się jak stare dobre małżeństwo, choć nie byli nawet parą. Czasami ludzie będący w ich otoczeniu uważali oboje za dzieciuchy, które nie potrafiły wyjaśnić sobie wszystkiego raz na zawsze.
– Dlaczego ciągle wypominasz mi to, że kiedyś… – zawiesiła na chwilę głos, bo to, co chciała powiedzieć nie było łatwe.
– Że kiedyś byłaś dziwką?! Nie, ja nie wypominam! – krzyczał Przemek, żywo gestykulując. – Ja tylko stwierdzam fakt! – Ada była bliska płaczu.
– Nie wiesz jak było naprawdę!
– Nie wiem i nie chcę wiedzieć! – odparł. – A może ty nadal się puszczasz?! Czy jednak odeszłaś na przedwczesną emeryturę?!
Ada miała łzy w oczach i przez chwilę nie wiedziała, co odpowiedzieć.
– To miał być żart, do cholery?!
– Nie! To nie żart! We wrześniu nie ma żartów!

– Boże święty – rzucił ledwie słyszalnym głosem Dawid. Nagle zrobiło mu się słabo, a kiedy odzyskał siły wstał z fotela i pobiegł na dół. Wyjął z szafki kosz na śmieci i wysypał zawartość na posadzkę.
Kiedy znalazł kalendarz, obejrzał go z przodu i z tyłu. Na pierwszej stronie napis głosił: „ROK 1995 JEST W TWOICH RĘKACH!”
– O co tu chodzi? – zastanowił się, oglądając wrześniową stronę kalendarza. – Dlaczego we wrześniu nie ma żartów? I kto podrzucił to cholerstwo?! – Lista podejrzanych jak na razie była zupełnie pusta. Dawid nie miał żadnego sensownego pomysłu. W dodatku myśl, że ojciec robił sobie z niego żarty, na trzeźwo była absurdalna.
– Zaraz! – zawołał. – Wrzesień jest miesiącem siedmiu nieszczęść – wyczytał na głos z kalendarza. – Siedem nieszczęść, które musiałem przeżyć… albo, co gorsza nadal czeka mnie coś niedobrego.
Niedoczekanie – pomyślał i zaczął wyliczać na palcach to, co go dotąd spotkało.
– Żona ode mnie odeszła – wymienił, jako pierwsze. – No tak! Tydzień temu ktoś gwizdnął mi pięć stów. W dodatku zgubiłem maszynopisy trzech opowiadań. Nieważne, że je potem znalazłem, to i tak było prawdziwe nieszczęście.
Matka jest ciężko chora i zapewne niewiele jej zostało – dodał ze łzami w oczach. Miał już cztery spośród siedmiu nieszczęść na koncie. – W dodatku znalazłem ten pierdolony kalendarz.
Mój ostatni zbiór opowiadań został odrzucony na przedbiegach. To wszystko zdarzyło się we wrześniu. Sześć cholernych nieszczęść! – warknął. – Tylko gdzie siódme?! Jestem skazany na jeszcze jedno nieszczęście…? – zamyślił się. – Albo nie. – Przekartkował kilka stron kalendarza i zatrzymał się na znienawidzonym wrześniu. – Szesnasty września… mój ojciec wtedy zginął!
Tym razem mógł stwierdzić, że miał szczęście w nieszczęściu. Jednak pięć lat temu, kiedy trumnę z ciałem jego ojca opuszczano na dno dwumetrowego dołu, nigdy by tak nie pomyślał.
Ukrył twarz w dłoniach i zaczął gorączkowo zastanawiać się nad własnym życiem.
Tyle nieszczęść – myślał – zwykły wrzesień, a tyle złego się stało. Dlaczego ja tego wcześniej nie zauważyłem? – W końcu uświadomił sobie jak mało rzeczy, w życiu, zauważają ludzie.
Sama możliwość chodzenia po ziemi jest wielkim darem, który należałoby wziąć pod uwagę.
– Tylko, dlaczego Ala mnie zdradziła?! – wykrzyknął na całe gardło. – Dlaczego to zrobiła?! – Spoglądał na malowaną postać kobiety w długiej, rudej sukni, której twarz przybrała smutnego wyrazu.
– Tak się nie da żyć, Dawid – powiedział do siebie po dłuższej chwili. – Tak nie można żyć.

8

Dawid nie wyrzucił kalendarza do śmieci. Postanowił odwiesić go na miejsce. Obiecał sobie jedynie, że nigdy więcej na niego nie spojrzy. Choćby nie wiadomo co, będzie się od niego trzymał z daleka.
– Wiesz, na wszelki wypadek powieszę cię przodem do ściany – powiedział do wrześniowej panienki i zahaczył kalendarz na gwoździku. – Niech tak zostanie. – Ruszył do biurka. Kiedy zajął miejsce w fotelu, usłyszał szelest i plask. Kalendarz spadł na ziemię.
– Że co?! – rzucił, spoglądając w sufit.
Odwiesił kalendarz na miejsce. Niestety, zanim zdążył wrócić do biurka plik kartek znowu spadł na podłogę.
– Kurwa – zaklął spokojnym głosem. Poszedł do kuchni, a kiedy wrócił w ręku trzymał taśmę klejącą. Przykleił kalendarz do ściany wieloma warstwami taśmy. Kiedy skończył, wrześniowa panienka była ledwie widoczna, a numery kolejnych dni całkiem zniknęły.
– Tak lepiej – powiedział po skończonej pracy. Wziął się pod boki i przez moment obserwował swoje dzieło, by później zasiąść za biurkiem ojca.
Otworzył laptopa i zaczął pisać. Za każdym razem, kiedy zastanawiał się nad jakąś złożoną sceną, zerkał ponad ekranem. Na szczęście kalendarz ciągle wisiał zaklejony grubą warstwą taśmy.
– Gdyby ten kalendarzyk był nieco bardziej posłuszny mógłbym od czasu do czasu spojrzeć na malowaną panienkę – powiedział do siebie rozmarzony. – Jest taka piękna. Prawie jak Ala.
Zmrużył oczy i pomyślał jeszcze przez chwilę o żonie. Zastanawiał się, co porabiała, a po chwili skarcił się w myślach, bo obiecał sobie, że więcej nie będzie o niej wspominał.

9

Dni mijały szybko, a każdy kolejny zbliżał Dawida do skończenia najnowszej powieści. Maszynopis miał znaleźć się na biurku wydawcy najdalej za dwa miesiące.
Dawid był święcie przekonany, że jego muzy gdzieś sobie poszły. Przy pisarskim życiu trzymał go jedynie alkohol, który zajmował honorowe miejsce na biurku. Przed każdym nowym akapitem popijał łyk z literatki. Krzywił się, a potem wracał do pracy, by jak najszybciej rozpocząć nową myśl i przyjąć kolejną dawkę ukochanego płynu.
Z każdym kolejnym dniem zauważył też, że przestał pisać dla ludzi. Zwykle, wymyślając nowe historie cieszył się, że będzie mógł pokazać je żonie. Jego czytelniczce numer jeden, która nigdy nie odmawiała.
Kiedy jednak go opuściła, Dawid zaczął pisać dla alkoholu. Postawił sobie za priorytet opijanie każdego kolejnego akapitu i rozdziału. Pisał coraz szybciej, a wszystko po to, by zanurzyć usta w wódce.
Zdarzało się, że wypijał do dziesięciu literatek w ciągu godziny. Często udawało mu się jedynie napisać trzy albo cztery strony, gdyż później zasypiał z głową na klawiaturze i szklaneczką wódki w ręce.
Kiedy budził się następnego dnia, spoglądał na ekran i czytał. Zwykle przeglądał ostatnią zapisaną stronę, której procesu tworzenia po prostu nie zapamiętał.
Przez prawie cały dzień bolała go głowa, więc pisał co drugi wieczór. Zaczął coraz częściej wychodzić na zewnątrz, by do woli upajać się świeżym powietrzem i tajemniczym pięknem jego ogrodu.
Któregoś popołudnia znalazł w krzakach przy ogrodzeniu stary kufer z przegnitym dnem. Uniósł go do góry i prócz gromady rozbiegających się karaluchów zobaczył małe zawiniątko. Do tamtej chwili wydawało mu się, że dobrze znał swój ogród.
Przyniósł z szopki robocze rękawice, a potem wziął do rąk zwinięty materiał. Obmacał go, wyczuł coś twardego, na kształt małej szkatułki.
Ukląkł na trawie i odwinął maleńki kuferek. Jego oczom ukazało się prostej budowy pudełko po cygarach.
– Ojciec miał kiedyś podobne – przypomniał sobie. Uchylił wieczko. Wewnątrz leżało kilka staroświeckich zegarków. Wszystkie były pozłacane i nadal tykały. Dawid wziął do ręki jeden i spojrzał na godzinę.
– Zgadza się. Jest szesnasta – stwierdził ze zdziwieniem. – Pewnie to twoje, co? – zapytał, spoglądając w niebo. Uniósł w górę jeden z zegarków i dodał: – Fajny jest. Pozwolisz, że pożyczę? Dzięki!
Dawid podniósł się z ziemi. Wziął pod pachę kuferek i poszedł do domu. Porzucił pudełko na fotelu stojącym w gabinecie ojca. Potem machinalnie obrócił głowę w wiadomym kierunku.
– O, cholera… – wyszeptał niemal bezgłośnie. Serce zatrzymało mu się na chwilę w piersi, by potem gwałtownie przyspieszyć.
Na ścianie wisiał ten sam kalendarz, z tym, że nie było na nim ani śladu po taśmie klejącej.
Na okładce widniał napis: WE WRZEŚNIU NAPRAWDĘ NIE MA ŻARTÓW! LEPIEJ W TO UWIERZ…
Dawid literował całe zdanie. Zrobiło mu się słabo. Przysiadł na biurko i jeszcze raz spojrzał na kalendarz w nadziei, że napis był tylko złudzeniem po alkoholu.
Niestety czerwone słowa nadal biły po oczach.
– Co tu się kurwa dzieje? – Nagle usłyszał brzęk szkła. Coś się stało na parterze. – Co to było?! – warknął i wyjął z kieszeni marynarki swój nożyk. Potem ruszył niemal bezszelestnie na dół.
Przez głowę przebiegło mu tysiąc myśli. Zastanawiał się nad tym, co mogło go spotkać po zejściu ze schodów. Może nawet w połowie drogi jakiś zdesperowany włamywacz zechce go zastrzelić albo palnąć stalową rurką w łeb. Możliwości było wiele, ale Dawid nie miał pewności, co do żadnej z nich.
Bacznie rozglądał się na boki i w tył. Starał się zachować zimną krew, ale nogi miał jak z waty. Trzęsły mu się ręce. Nie był w stanie pewnie utrzymać noża. Kiedy już prawie pokonał schody, uświadomił sobie, że jego scyzoryk mógłby mu nie pomóc w starciu z uzbrojonym złodziejem, którego spodziewał się spotkać w kuchni lub salonie.
Dawid był już na dole, kiedy usłyszał kolejną falę brzęków i jeden głuchy plask. Wyglądało na to, że w kuchni ktoś był. Mimo to, rzucił baczne spojrzenie do salonu. Na szczęście, zgodnie z przewidywaniami, nikogo tam nie zastał.
Stając przed wejściem pomyślał o Ali, ale to była tylko krótka chwila zastanowienia. Urwała się niemal tak niespodziewanie, jak się pojawiła. Mężczyzna zebrał w sobie siły i kopniakiem otworzył drzwi.
Rozległ się trzask pękającego drewna i brzęk klamki godzącej w ścianę.
Dawid wyciągnął przed siebie nożyk, ale nie znalazł nikogo, kto mógłby zostać nim ugodzony. Rozejrzał się po kuchni, a potem spojrzał na śmietnik wygrzebany z szafki pod zlewem i sterty potłuczonych naczyń. Nagle pod stołem coś się poruszyło. Dawid poczuł nierówne uderzenia serca gdzieś pod gardłem.
– Tutaj jesteś sukinsynu! – zawołał, rzucając się na kolana. W kącie ciasnego pomieszczenia gnieździł się przerażony borsuk. Był całkiem sporych rozmiarów.
– Ty mały sukinsynu – warknął znowu. – Nieźle mnie nastraszyłeś! Radzę ci więcej tego nie robić, bo skończysz w kompostowniku! – Borsuk wzdrygnął się, jakby zrozumiał wypowiadane groźby. Wydał z siebie zduszony pisk. Dawid schował nóż do kieszonki marynarki, po czym wstał z podłogi.
– Jak się tutaj dostałeś? – zapytał, rozglądając się wokoło. – Spryciarz z ciebie. – Dawid wziął się pod boki i zaczął o czymś intensywnie myśleć. Potem podszedł do drugich drzwi prowadzących z kuchni na zewnątrz, otworzył je i wypchnął borsuka na schodki.
Zwierzak zapiszczał kilka razy, a kiedy był na wolności uciekł do lasu ile sił w krótkich nóżkach.
Dawid popatrzył chwilę za nim, po czym wziął się za sprzątanie zdemolowanej kuchni.
Dostrzegł, że nieznośny borsuk rozbił mu jedną butelkę starego, dobrego Jack’a Daniels’a. Whisky bardzo mu smakowała, ale niestety tym razem musiał z niej zrezygnować na rzecz zwykłej, polskiej wódki.
Kiedy w kuchni zapanował względny porządek, Dawid wrócił do pracy. Na górę zabrał nową butelkę, bo nie planował więcej schodzić na dół tamtego wieczora.
Nalał sobie trunku do literatki i zaczął zapisywać kolejne zdania, które po chwili od utworzenia ulatniały się z jego pamięci. Zupełnie jak opary alkoholu z otwartej butelki.

10

Dawid obudził się o dziesiątej rano. Nie pamiętał, kiedy zasnął i nie miał pojęcia, na czym skończył. Spojrzał na ekran komputera. Przez chwilę literki dwoiły się i troiły, ale po pewnym czasie złączyły się w czytelny tekst.
„Wybiegła z domu, płacząc. Nie mieścił jej się w głowie fakt, że wyszła za takiego tyrana.”
Całkiem niezły kawałek – pomyślał i podparł głowę rękoma. Przez chwilę poczuł w sobie przypływ pozytywnej energii, który niemal wyrzucił z niego słowa samo zachwytu.

Z każdym dniem, który spędził w leśniczówce ojca zbliżał się do zakończenia powieści. Chociaż nie było tego widać na pierwszy rzut oka, Dawid naprawdę się z tego cieszył.
Każdy pisarz jest przeszczęśliwym człowiekiem, gdy zda sobie sprawę z tego, że już niedługo skończy swoje nowe dzieło.
Potem pozostanie jedynie przeczytać całość od pierwszego do ostatniego zdania i wprowadzić niezbędne poprawki.
Dawid uważał korekty za ciekawą stronę pisarskiej pracy. Było to odkrywanie powieści na nowo, zupełnie jak wymyślanie wszystkiego od początku. Generowanie każdego miejsca, tworzenie postaci do złudzenia przypominające żywych ludzi, to było coś.
Nie mniej pewnego dnia postanowił odpocząć od ciągłego pisania. Znowu wybrał się nad jezioro, które odwiedził pierwszego dnia.
Cholera, pomyślał, gdy uświadomił sobie, że izolował się od świata już ponad trzy tygodnie. Po tym czasie doszedł do wniosku, że mógłby tak żyć do samej śmierci. Chciałby wtedy umrzeć w gabinecie ojca, w tajemnicy przed wszystkimi. Leśniczówka stałaby się jego pięknym grobem. Wiedział, że tutaj nikt, by go nie szukał.
Pogoda od rana była piękna. W sam raz na spacer. Dawid wepchnął ręce w kieszenie i ruszył z wolna znajomą ścieżką. Oddychał głęboko świeżym powietrzem; głowa ciągle go bolała. Wiedział, że powinien był ograniczyć alkohol, ale jeszcze nie teraz.
Z czasem poczuł, że whisky jest do niczego. Doszedł do wniosku, że to pisanie tak naprawdę trzymało go przy życiu.
Pisanie było jedynym, co tak naprawdę kochał z wzajemnością.
Może Ala o tym wiedziała? Może właśnie dlatego mnie zostawiła? – myślał. W jego głowie rodziło się ostatnimi czasy bardzo wiele pytań, na które nie znajdował odpowiedzi. Tylko jedno było pewne – Dawid tak bardzo chciał cofnąć czas. Pragnął spróbować jeszcze raz, coś w sobie zmienić. Może Ala, by go wtedy nie zostawiła?
W sumie nie miał większej pewności, że tak by się stało, ale zawsze warto byłoby spróbować. Niestety wehikułu czasu nigdy nikt nie zbudował.
– Niestety to już koniec – westchnął, wychodząc na małą plażę. Rozejrzał się w poszukiwaniu kładki.
Chwilę później znalazł się w jego osobistym Eden. Leżał na mostku, spoglądając w niebo, pluskając dłonią w chłodnej wodzie.
– Tato! Jeśli tak wygląda niebo, to ja chcę dołączyć do ciebie choćby teraz! – zawołał w niebogłosy. Rozłożył ręce i pomyślał, że mógłby ustawić na mostku biurko z gabinetu ojca. Wydawało mu się, że byłby tutaj prawdziwie szczęśliwy. Tym bardziej po stracie Ali.
Niestety prawda jest taka, że chwile ogromnej radości z życia, po utracie kogoś najbliższego przychodzą zwykle na kilkanaście sekund. Potem znowu zderzamy się z szarą rzeczywistością, która zaczęła przybierać barwę głębokiej czerni.

– Tato, wiesz co? Może i mnie nie słyszysz, ale to nieistotne, bo muszę się komuś wyżalić. Ala kiedyś była moją żoną, a zaraz jak wrócę do Warszawy zacznie się sprawa rozwodowa. To nie na moje siły. Nie dam rady – powiedział. Jedna łza spłynęła mu po policzku i skapnęła na zakurzony pomost. – Piszę, bo muszę. Gdybym nie pisał, siedziałbym w kącie i płakał jak dzieciak, a przecież jestem facetem! Ślepym facetem!
Potem zaklął kilka razy pod nosem, bo miał ogromne poczucie winy. Cały czas zastanawiał się, jaki błąd popełnił. Był niemal pewien, że Ala odeszła z jego winy.
Pewnie gdybym się bardziej starał nadal bylibyśmy razem. Może zbyt dużo czasu poświęcałem pisaniu? – zastanawiał się. Jego złość potęgowała się za każdym razem, kiedy uświadomił sobie, że tylko ją kochał. Nie mógłby znaleźć sobie nikogo innego. Wiedział, że to nie w jego stylu. Był z gatunku tych, którzy szybko i mocno przywiązują się do jednej osoby. Dawid kochał tylko Alę.
Siedział chwilę na mostku i wpatrywał się w falującą taflę wody.

Niedługo później wstał i ruszył wzdłuż plaży. Chciał jeszcze chwilę pomyśleć przed powrotem to leśniczówki.
Zastanawiał się, co powinien zrobić.
W końcu dotarło do niego, że rozwód nie wchodził w grę.

PRZEDOSTATNIA STRONA KALENDARZA


Mijały miesiące…
Dawid walczył z wiatrakami…
Nie mógł wygrać, z użytymi przeciw niemu siłami…
Ala nie dała znaku życia…
Miała wiele do ukrycia, bo Dawid nadal nie znał pieprzonego fagasa…
Truciciela jego życia…
Dawid czuł, że może go zabić…
Trafić do kicia…
Bo rosnące w nim poczucie winy było nie do przeżycia…
Co zrobić? Gdzie pójść? – pomyślał,
Gdy wyliczanka dni zatrzymała się na lutego numer sześć…
Nie mógł narastającego napięcia znieść…
To było ponad jego siły…
Zakończ czytanie teraz lub…
Poznawaj dalej mego przyjaciela.

WYPISANE PIÓRO

1 i ostatnie

Dawid siedział w gabinecie ojca na podłodze, opierając się o biurko. Popijał wódkę prosto z butelki. Cały czas płakał.
Od miesięcy nie robił nic tylko siedział na piętrze starej leśniczówki, daleko od Warszawy. Rozpaczał nad swoim życiem. Starał się nie myśleć o Ali, która już dawno o nim zapomniała.
Każdego dnia czekał na telefon od niej, ale zadzwonił jedynie jego prawnik. Termin pierwszej rozprawy był już umówiony, ale Dawid nie miał zamiaru przyjeżdżać do sądu. Wiedział, że na sam widok kochanka Ali mogłyby mu puścić nerwy.
– Udusiłbym palanta gołymi rękami – rzucił, podnosząc się z ziemi. Poczłapał do biurka.
Spojrzał przed siebie. Kalendarz wisiał na swoim miejscu, po raz kolejny zaklejony warstwą taśmy klejącej. Przyjrzał się twarzy panienki, która spoglądała na niego z powierzchni kartki.
Przez chwilę wydawało mu się, że puściła do niego oko.
Dawid poszperał w biurku, po czym wyjął z niego colta kaliber.45 i uklęknął pośrodku gabinetu.
– Dlaczego mi to zrobiłaś?! – warknął, patrząc w podłogę. – Dlaczego spierdoliłaś mi życie?! – krzyczał z zaciśniętymi powiekami. Nie chciał więcej łez. – Słyszysz mnie? Tato! – rzucił, próbując złapać oddech. – Idę do ciebie…!

Pociągnął za spust…
Raz… drugi… trzeci…, ale broń nie wypaliła.
– Co jest?! – zdziwił się, przyciskając lufę do skroni. Zacisnął zęby i jeszcze kilka razy nacisnął spust. Rozległy się jedynie ciche kliknięcia.
– Co się stało?! – warknął, po czym podniósł wzrok na kalendarz. Okalająca go taśma zniknęła. Nie było też śladu po wrześniowej panience. Na jej miejscu pojawiła się karta z napisem LUTY.
Dawid podszedł bliżej. Czerwona szósta była wzięta w pętlę, obok której ktoś napisał: Widzisz to?! Już luty, nastał miesiąc nowych szans!.
– Co takiego? – zdziwił się. Sprawdził ilość naboi w magazynku. Nie znalazł ani jednego. – Przecież wczoraj ładowałem… – urwał i podszedł do okna.
Jakimś pieprzonym cudem, w ogrodzie zakwitły róże…

Dziękuję…!


I tutaj kończy się historia Dawida. Mam nadzieję, że udało się Tobie dotrzeć do zakończenia. Wierzę też, że nie żałujesz, że podjąłeś się przeczytania tego tekstu. Smile

Dziękuję raz jeszcze.

Don Self


Post został pochwalony 0 razy
Sob 23:37, 21 Sty 2012 Zobacz profil autora
Lux
Gość






Post
Cytat:
Dawid od chwili, kiedy poznał Alę wiedział, że zostanie jej mężem.


Już pierwsze zdanie interpunkcyjnie pokręcone. Powinno być tak:

Dawid, od chwili kiedy poznał Alę, wiedział, że zostanie jej mężem.

Cytat:
Jej zdrada wyszła na jaw dopiero dwa tygodnie temu.


Z punktu widzenia narratora to zdanie jest chyba nieco nie pasujące... przemyśl.

Cytat:
Nadal tęsknił za kobietą u boku, której miał zamiar umrzeć.


Kłopoty z tymi przecinkami, nie da się ukryć. U boku w tym miejscu łączy się z której i stawiamy przecinek przed całością.

Cytat:
Wydawca czekał na nową powieść, ale póki, co Dawid czuł, że nie potrafił napisać niczego nowego.


Znowu to samo, co Ci wytknąłem w poprzednim tekście. Nie przed każdym co stawia się przecinek. Nie przed każdym który, której (co było powyżej), itp. Czasami zwroty łączą się z wyrazami poprzedzającymi. Przeczytaj sobie nagłos te zdanie z uwzględnieniem przecinków, które tu postawiłeś. Naprawdę przyda Ci się sprawdzanie nagłos. Wtedy może zdołasz jakoś ten problem wyeliminować.

Cytat:
Na dworze była piękna pogoda.


Kolejna Twoja zaraza: banalne zdanie wśród interesującej stylistycznie treści.

Cytat:
Widząc drewniany budynek poczuł wewnętrzny spokój, którego najbardziej potrzebował. Przez prawie cały dzień nie myślał o Ali, która z biegiem czasu stała się dla niego jedynie przykrym wspomnieniem.
W końcu zamieniła się w ducha z przeszłości, który zanikał.


Co zdanie który się powtarza.

Cytat:
Oczom Dawida ukazało się duże pomieszczenie po środku, którego stało dębowe biurko.


Znowu te diabelne przecinki. Strasznie ciężko się czyta. Popracuj nad tym, a będzie o niebo lepiej.

Cytat:
1 i ostatnie


Miało być chyba pierwsze i ostatnie, nie? Numerkami nie ma co zastępować.



Przeczytane. Cóż, szczerze mówiąc nie jestem zachwycony. Początek jest w miarę ok, środek baaardzo słabo, a końcówka... myślę, że też w miarę. Tylko tak jakoś dziwnie się kończy. Jest niby jakaś alegoria, ale chyba niezbyt jasna, mimo wszystko. Nic fabularnie się nie rozwinęło, a i z tymi miesiącami dokładnie nie wiadomo, jak to się stało. Czy to faktycznie ten czas tak śmignął, czy może jakieś inne wyjaśnienie. Trudno to wszystko zebrać do kupy.

Język jest miejscami strasznie słaby. Już pomijając wyliczanki przy czynnościach, jakie główny bohater wykonuje. Wtedy np. jak poszedł nad to jezioro. Najgorszy moment, bo opisujesz masę czynności, które niczego do tekstu nie wnoszą. Przemyślenia jakieś by się przydały albo chociaż opis okolicy, bo tak, to w zasadzie nie ma nic konkretnego i cały fragment można streścić w jednym, dwóch zdaniach.

I ostatnie - przecinki. Straszliwie z tym kulejesz. Miejscami wstawiasz je tak, że trudno domyślić się sensu zdania. Musisz nad tym koniecznie popracować, bo to największa ujma. Najlepiej czytaj swoje teksty na głos z uwzględnieniem postawionych przez Ciebie przecinków.

Tyle ode mnie. Średnio się niestety czytało, choć ten motyw z kalendarzem nawet przyjemny, muszę przyznać. Tworzył klimat. Co nie znaczy, że cały tekst na plus. Raczej właśnie na minus. Gorzej niż ostatnio niestety.

To powodzenia z ewentualnymi poprawkami ;D
Nie 1:06, 22 Sty 2012
Don Self
Geniusz
Geniusz



Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 554
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: mężczyzna

Post
Dziękuję za ocenę.
Miało byc: 1 i ostatnie. Razz
Następny tekst będzie lepszy, obiecuję się poprawic stylistycznie. Co do interpunkcji, to niczego nie obiecuję. Razz


Post został pochwalony 0 razy
Nie 13:36, 22 Sty 2012 Zobacz profil autora
Lux
Gość






Post
Lepiej niczego nie obiecywać, jak mówi Pismo Święte, ale po prostu robić swoje. Przyłożysz się i poprawisz, myślę, że to większej dyskusji nie podlega, bo przecież sam chcesz pisać lepiej.

Z tą interpunkcją musisz moim zdaniem szczególnie pokombinować. Niby to się często w tekście nie zdarza, niby nic wielkiego (ot jakaś kreska po słowie), ale źle postawiona miejscami mocno kłuje w oczy. Głównie chodzi o te łączone zwroty typu ,,mimo że". Tutaj przed że nie ma przecinka, tylko przed całym zwrotem. Możesz i na wiki poszperać, bo coś tam na ten temat jest.

A tego z tym 1 i ostatnie nie czaję. Serio. Jakoś nie mogę załapać o co biega ;D
Nie 14:07, 22 Sty 2012
Don Self
Geniusz
Geniusz



Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 554
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: mężczyzna

Post
No poczytam na Wiki, jeśli administracja strony nie zastrajkuje z powodu ACTA (tak, Wikipedia obiecała strajk i wyłączenie swoich danych). Smile

Dam radę. Smile


Post został pochwalony 0 razy
Nie 14:58, 22 Sty 2012 Zobacz profil autora
Lux
Gość






Post
Nasza Polska chyba działa.
Nie 15:41, 22 Sty 2012
Don Self
Geniusz
Geniusz



Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 554
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: mężczyzna

Post
No polska wikipedia właśnie obiecała zastrajkowac. Smile


Post został pochwalony 0 razy
Nie 16:08, 22 Sty 2012 Zobacz profil autora
Lux
Gość






Post
Tak? To ja nawet nie słyszałem ;D
Nie 16:49, 22 Sty 2012
Graphoman
Minister wielki koronny



Dołączył: 29 Sie 2008
Posty: 1888
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź
Płeć: mężczyzna

Post
Może sobie strajkować, ale 26 podpisujemy(znaczy nasi kochani wybrańcy narodu podpisują) ACTA i wszystko ślicznie pieprznie...

Co do tekstu - w sumie popieram Lux'a, choć nie przeczytałem całości tak dokładnie, jak bym chciał. Jakoś mnie to nie wciągnęło, wybacz.

Wiem jaka to radocha pisać teksty, które mają jakieś metafory, nawiązania do nas samych, czy istot nam bliskich, jak fajnie jest pokazać w sumie niewinny tekścik, który dla wtajemniczonych zupełnie zmienia wydźwięk, ale ten wymaga sporo pracy.

Jeśli oczywiście chcesz go poprawiać, bo da się to zrobić.

W sumie to łatwiej byłoby napisać drugą wersję. Ta sama historia opowiedziana z pewnymi poprawkami, czasem potrafi wyjść lepiej(nie mam zbyt wielkiego z tym doświadczenia, ledwie dwa razy tak robiłem i to na krótszych tekstach).

Tak więc wybacz, Don Self, ale mnie tekst nie zachwycił.
Nie jest to totalny chłam, da się czytać, ale na pewno nie przykuwa do ekranu.


Post został pochwalony 0 razy
Nie 19:57, 22 Sty 2012 Zobacz profil autora
Don Self
Geniusz
Geniusz



Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 554
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: mężczyzna

Post
Dziękuję za oceny, zastanowię się nad drugą próbą Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Nie 20:53, 22 Sty 2012 Zobacz profil autora
Efinkonan
Nowicjusz
Nowicjusz



Dołączył: 22 Gru 2013
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
fajnie napisane, miło się czytało


Post został pochwalony 0 razy
Nie 21:01, 22 Gru 2013 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum Napiszemy Strona Główna » Wasza twórczość literacka / Opowiadanie Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin