Forum Napiszemy   Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Jaśmin, kartka i czerwona cegła

 
Odpowiedz do tematu    Forum Napiszemy Strona Główna » Wasza twórczość literacka / Opowiadanie Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Jaśmin, kartka i czerwona cegła
Autor Wiadomość
Valkiria
Gość






Post Jaśmin, kartka i czerwona cegła
Przedmowa:
Nie mam nic do powiedzenia na temat tego opowiadania (o ile 15139 znaków można uznać za "krótką formę literacką"), może poza faktem, iż postaram się je trochę wybronić. Odgórny nakaz obowiązywał użycie co najmniej dziesięciu związków frazeologicznych związanych z mitologią grecką. W porządku. Profesor wie lepiej co zadaje.
Utrzymane w klimatach socjalizmu, czyli w tym, w czym wasza M.M.Rodryga czuje się najlepiej. Okładka (niezwykle skromna, ale jak mawia moja polonistka "im mniej tym lepiej") znajduje się:[link widoczny dla zalogowanych].
I tyle mojej tyrady.



Cz.I „Jaśminowa herbata o północy”
Miejsce akcji: Berlin Wschodni.
Czas akcji: 12. sierpnia 1961r.

- „Koń…”; Symbol podarunku przynoszącego całkowitą klęskę. Nazwa na dziewięć liter, czwarta „j”.
Marusia podniosła głowę znad krzyżówki w najnowszym wydaniu „Prawdy”, oczekując na jakąkolwiek reakcję ze strony domowników.
- Możemy dodać jeszcze „o” jako trzecią.- Podpowiedziała, wpisując w poziomą tabelkę nazwisko znanej Anny Pawłowej. W końcu odezwał się dziadek Eugeniusz siedzący po drugiej stronie stołu, wciąż pochylony nad maszyną do pisania. Jej równomierny stukot nie zagłuszył jednak lekko chrapowatego głosu staruszka.
- Koń trojański, Maruszka. Mitologiczny symbol klęski obrońców Troi, związany z mitem o Parysie i kłótni Bogów.
- Ojciec nie powinien się tak wychylać. Ściany cienkie jak papier, a ojciec o bogach dziecku opowiada! I niech ojciec przestanie w końcu stukać. Oszaleć idzie.
Eugeniusz spojrzał na swoją jedyną córkę z całkowitym zrozumieniem wypisanym na pogodnej twarzy i jak zwykle w takich chwilach przemknęła mu przez umysł myśl: „Gdzie popełniłem błąd?”. Nigdy, bowiem, nawet na tych absurdalnych zebraniach partii nie zdarzyło mu się widzieć tak fanatycznej proletariuszki.
Nie powinienem był jej pozwolić na związek z komuchem.- Stwierdził przypatrując się jak Tatiana z zapałem reperuje umundurowanie stacjonujących w Berlinie czerwonoarmistów.
- Komuszku mój kochany…- Zaczął pieszczotliwie próbując rozluźnić jej iście chimeryczny nastrój.- Niewiele już we mnie życia, wolę je spisać, nim będę stary i niedołężny. Bo, powiedz mi, kto będzie za kilkanaście lat pamiętać o starym Eugeniuszu Iwanowiczu?
- Złego i diabli nie biorą.- Mruknęła pod nosem kobieta wbijając igłę pod urwany mankiet. Syknęła cicho, gdy niefortunnie natrafiła nie na materiał, a na własną skórę, po czym przyłożyła palec do ust.- Poza tym, ojciec nie powinien się tak martwić. Dziecko będzie pamiętać.
Wskazała nieznacznym gestem głowy na zajętą krzyżówką Marusię i odłożyła rozpoczętą pracę na oparcie krzesła.
- Napije się ojciec herbaty? Piotr przysłał nam z Kolonii nową, jaśminową.
- Piotr?- Twarz mężczyzny natychmiast stężała, ucichł jednostajny stukot maszyny.- Zamiast przysyłać herbaty, powinien do córki wrócić. Co to za zwyczaj, żeby głowa rodziny tak po prostu uciekała na Zachód? Ot i tyle z jego miłości do ojczyzny pozostało. Paczka taniej zachodniej herbaty.
Tatiana westchnęła głęboko, stając przy kuchennej szafce. Przez dłuższą chwilę w pomieszczeniu trwała kłopotliwa cisza, przerywana jedynie skrobaniem rysika ołówka na papierze gazetowym.
- Ojciec wie, że Piotr ma dobrze płatną pracę w Kolonii. Wróci, kiedy będzie mógł…- Odezwała się w końcu kobieta, zaciskając dłonie na przedzie fartucha.
- Czyżby nasza zacna przodowniczka pracy uskarżała się na biedę, żyjąc w części utopijnego marksistowskiego imperium?- W głosie starca pojawiła się wyraźna ironia. Z zadowoleniem wrócił do swojej biografii, zastanawiając się czy wspomnieć o pobycie na dworze cara Mikołaja II, nim jeszcze wtargnęli nań bolszewicy.
- Marusiu, powinnaś już się położyć. Jutro masz szkołę.- Głos Tatiany zadrżał tylko przez chwilę, po czym odzyskawszy spokój nalała do kubków wody.- Zaparzę słabszej.
- Ja też chętnie bym się napiła, mamo...- Dziewczynka przeniosła spojrzenie niezwykle błękitnych oczu na srogą twarz kobiety, jednak widząc stanowczo zaciśnięte usta i zmarszczone brwi, podniosła się z krzesła.- Już idę.
Nie zdążyła jednak zamknąć za sobą drzwi, gdy rozległo się donośne stukanie, bynajmniej nie spowodowane maszyną Eugeniusza.
Przykucnęła przy klamce, starając się podpatrzeć. Dlaczego najciekawsze rzeczy działy się, kiedy ona musiała iść spać? Przecież równie dobrze mogła nie pójść jutro do szkoły. Czytankę o wujku Stalinie znała już na pamięć.
Przez chwilę nie widziała nic poza chowaną naprędce pod ceratą twórczością literacką dziadka, postawionymi już kubkami z parującym napojem i krzątającej się przy drzwiach matki.
Tatiana w roztargnieniu złapała za niedokończoną koszulę podchodząc do drzwi kuchennych, po czym otworzyła je, z lekkim wahaniem wypisanym na twarzy. Nie spodziewała się gości o tej porze. Płynny rosyjski wypełnił kuchnię, a same słowa wypowiadane były tak szybko, że umknęły podsłuchującej Marusi. Zrozumiała tylko „mur”, „partia”, „most powietrzny” i „Berlin”. Usiadła na piętach starając się połączyć to w konstruktywną wypowiedź.
- Dziadzio powiedziałby, że to syzyfowa praca.- Jakoś nie mogła sobie przypomnieć skąd wzięło się to dziwne określenie, wiedziała jednak, że oznacza trud całkowicie daremny. Cichutko wstała. Ostatnią rzeczą, na jakiej jej zależało to dać się przyłapać. Droga pomiędzy przedpokojem, a pokojem sypialnym była krótka, aczkolwiek przepełniona zdradzieckimi trzeszczącymi deskami.
Podrapała się po policzku skrobiąc ostrym nożykiem po krawędzi ołówka, który już prawie cały dzisiaj wypisała. Dłuższą chwilę temperowała rysik, siedząc na łóżku z szarym brulionem na kolanach i książką od rosyjskiego pod poduszką. Przypomniała sobie, jak kilka dni temu na spacerze zaczepiła ją stara kobieta. Pomimo złości mamusi powiedziała, że jeśli Marusia napisze list i wyśle go daleko stąd, to pewnego dnia przyjedzie do niej Książe z bajki. Tak to przynajmniej zinterpretowała Tatiana, której najwyraźniej nie podobało się wspominanie przez żebraczkę Ameryki.
Ale Marusia napisała kartkę. Z pieniędzy miała oszczędzone kilka marek, pani w poczcie zawsze była taka miła, pewnie pomoże jej zaadresować.
- Daleko… Gdzie to jest?- Obróciła w dłoniach pusty blankiecik na cukierki w sklepie partyjnym. Nikt nigdy nie pomyślał, że druga, niezapisana strona nadaje się do wtórnego wykorzystywania.
Wsunęła list do księcia pomiędzy strony rosyjskiego elementarza, po czym odpłynęła w objęcia Morfeusza.



CZ. II „Kartka na towar wszelaki. Miłość 500 gram”.
Miejsce akcji: Leningrad.
Czas akcji: 26. października 1961r,

Na twarzy chłopca malował się całkowity spokój, niebanalne wręcz skupienie. W tej chwili nie liczyło się nic, poza instrumentem. W niepamięć odszedł zimny wiatr, prześlizgujący się w szparach okiennych, czy też pomrukujący z niechęcią stary nauczyciel muzyki. Skrzypce były najważniejsze. Skrzypce i delikatne tony Sonaty księżycowej.
- Błąd.- Zaskrzeczał nauczyciel przerywając Dymitrowi z uśmiechem przepełnionym niemalże satysfakcją.- Coda zawsze była twoją piętą achillesową, co Fiodorowicz?
- Tak, panie profesorze.- Westchnął cicho, stukając smyczkiem o rozstawione na deskach nuty.- Tu jest za wysoki próg.
- Bredzisz Fiodorowicz. Pokolenia się uczyły na tych skryptach, a dla ciebie „za wysoki”! Idź już lepiej do domu, nic tu dzisiaj już po tobie.
Profesor machnął lekceważąco ręką z przyjemnością sięgając po kieliszek pełen wódki. Wypił na raz i przegryzł suchym chlebem.
- Hej, Fiodorowicz…- Zawołał jeszcze do chłopaka.- Prędzej ci wyrosną ośle uszy niż poznasz się na prawdziwej muzyce. Jeszcze wspomnisz moje słowa.
Młodzieniec przełknął dumę, poprawiając połatany szalik. Nie da się wyprowadzić staruchowi z równowagi. Zaweźmie się i przeskoczy próg Sonaty.
Chłodny ziąb pozbawił go początkowo tchu, a obraz zamigotał mu przed oczyma. Odetchnął głęboko mroźnym powietrzem, powoli zaczynając dostrzegać zarysu wśród śnieżnej zadymki.
- Zaczyna się nasza słynna leningradzka zima.- Westchnął cicho, kierując się w stronę domu. Skostniałe palce zaciskał na delikatnym drewnie instrumentu, wyobrażając sobie jak stoi na pięknej scenie Leningradzkiego Amfiteatru, albo Berlińskiej Filharmonii. Słyszał o niej tak wiele…
Myśli spłynęły z niego jednak tak szybko jak topniejący śnieg. Nie może zacząć myśleć o laurach, póki jeszcze nie jest pewien zwycięstwa. W ogóle nie powinien teraz wyobrażać sobie Bóg wie, czego!
Rozejrzał się z lekka przestraszony odwagą swoich myśli. Partia nie popierała Boga, a jego rodzina popierała Partię. Zgodnie ze słowami ojca, on także powinien.
Wślizgnął się niezauważony do sutereny, dostrzegając na popękanych kafelkach jakąś kartkę. Najwyraźniej ani czteroletnia Wiera, ani Ojciec jej nie zauważyli, bo nosiła już ślady podeptania, przez jedną parę czerwonych bucików, które pewnie grzały się już przy ledwo zipiącym piecu.
- Kartka żywnościowa?- Mruknął do siebie, oglądając przemoczony kawałek papieru. Z trudem doczytał się zapisanej na tyle notki, a na jego twarzy pojawiły się różowe rumieńce, bynajmniej nie spowodowane radością. Wyznanie miłosne? Cóż za głupi pomysł! To pewnie Anka spod trójki. Jej matka zawsze miała puste bloczki, mogła, więc jeden zabrać i powypisywać takie bzdury.
Dymitr burknął pod nosem zasłyszane przekleństwo, idąc do niewielkiej klitki, jaką zamieszkiwał wraz z siostrą, a szumnie nazywanej sypialnią. On widywał pokoje z prawdziwego zdarzenia. Ot taki profesor Smirnoff. Sam jeden jak palec w mieszkaniu wielkim jak pałac. To było takie niesprawiedliwe…
- Jestem.- Rzucił krótko rozglądając się po pokoju. Dziwne, siostra zazwyczaj siedziała w sypialni, doprowadzając ją niemalże do wyglądu stajni Augiasza, po czym ulatniała się z ojcem na spotkania partyjne. Tym razem, pokój lśnił czystością, a po dziewczynce ani widu ani słychu.
Stwierdziwszy, że zaczytane w nowym numerze „Świerszczyka” Wiera i Irina przesiadywały właśnie u tej drugiej, zapominając o bożym świcie, chłopak rozłożył się z książkami na łóżku. Karteczka mimo wszystko paliła go w kieszeni.
- Dziecięce banialuki.- Próbował zająć się historią, jednak chlubne wyczyny generała Żukowa wciąż umykały mu z pamięci. W końcu zatrzasnął podręcznik siadając po turecku i dokładniej badając list.
Na dole rozmazana pieczęć niewyraźnie oznajmiała, że został on wysłany z NRD, a dokładniej z centralnej poczty w Berlinie. Niewprawna ręka popełniła sporo błędów, mimo to treść była jasna.
- Książę z bajki?- Przymknął oczy, wyobrażając sobie samego siebie, w zbroi, na czarnym, wiernym rumaku i roześmiał się. Nie, nie o takim wieńcu laurowym marzył. Wolał być zwykłym przedstawicielem proletariatu, stojącym na deskach sceny muzycznej, niż wyśnionym księciem jakiejś dziewczyny.
W końcu stwierdził, że nie ma nic do stracenia. Wyrwał kartkę z brulionu, zapisując ją dokładnie i metodycznie kolejnymi nutami z Sonaty księżycowej. Na dole dopisał jedynie jedno zdanie. „Ты слушаешь мою скрипку”.
- Słuchaj moich skrzypiec.- Przeczytał na głos wykaligrafowane słowa i ukrył twarz w dłoniach.- Chociaż ty, nieznajoma.


CZ. III „Szary mur z czerwonych cegieł!”
Miejsce akcji: Berlin wschodni
Czas akcji: 09. kwietnia 1968r.

- Towarzyszu Iwanow składałem w wasze ręce prośbę o przeniesienie. Do Berlina zachodniego. Czy została ona rozpatrzona pomyślnie?
- Niet.
Mężczyzna załamał dłonie. Równie lakoniczną odpowiedź otrzymał poprzednim razem od towarzyszki Pawiowej. Czy nie mogli się już ulitować i pozwolić mu wyjechać? Zużył już chyba wszystkie możliwe argumenty. Począwszy od powołania się na karierę, na rodzinie skończywszy. W końcu musiało coś zadziałać! A jednak, nie działało. Potarł dłonią zmęczone oczy, siadając za biurkiem urzędnika.
- Naprawdę zależy mi na tym wyjeździe.
- Niet.
I mów tu do takiego. Westchnął ciężko. Nigdy nie spodziewał się, że będąc tak blisko celu, zatrzymają go urzędnicze papierki.
Odebrał swoje podanie, wychodząc przed urząd na zalany słońcem dziedziniec. Brama Brandenburska pyszniła się w oddali ukazując jednocześnie najgorszą zmorę NRD- ciemnoszary, pokryty malunkami młodzieży mur oddzielający ich od wolności.
- Odmówili?- Usłyszał głos znajomego z pracy, na co tylko pokiwał głową. Miał już dość bieganiny po urzędach.- Nie martw się, Dymitr. Ten Iwanow to „tytan pracy”.
- Kto?- Mężczyzna podniósł głowę, mrużąc nieznacznie oczy.
- No wiesz, pracoholik. Nic tylko Partia i praca, Partia i praca. Moja żona go znała, przez kilka lat ubiegała się o wizę tygodniową do Szwajcarii, na grób ojca.
- I co?
- I jak grobu na oczy w życiu nie widziała, tak jest do teraz.- Poklepał go współczująco po ramieniu.- Wpadnij dzisiaj na kolację. Popijemy, pogadamy.
- Uhm.
Dymitr mruknął potwierdzająco. Wieczór z przyjaciółmi nie był może spełnieniem marzeń, ale lepsze to niż nic. Zwłaszcza, jeśli alternatywną miałby być powrót do pustego pokoju i złośliwej gospodyni. Zastanawiał się, po co towarzyszka Tatiana Eugeniuszowna wynajmowała mu pokój, skoro czepiała się wszystkiego. Odstający mankiet, zbyt głośne przesuniecie krzesła. Powoli zaczynał mieć jej dość.
Pożegnał się z przyjacielem, idąc w stronę muru berlińskiego. Graffiti bywały różne. Od tych obraźliwych, po małe dzieła sztuki.
- Prometejski czyn.- Stwierdził stając przy fragmencie ozdobionym wyjątkowo okazałym malunkiem.- Przecież gdyby złapali takiego młodego artystę.
Wzdrygnął się. Nieraz był świadkiem rozstrzeliwania dezerterów. Czy chęć wolności przysłaniała im całe życie? A może już po prostu nie mieli, po co żyć?
Usiadł w zacisznym miejscu, opierając się o kamienną barierę. Dopiero po chwili zorientował się, że myśli na głos, jak również, że ktoś na jego słowa odpowiada.
- Tu wcale nie jest tak cudownie.- Słodki, miły dla ucha głos zza muru sprawił, że Dymitr odskoczył, panicznie przestraszony. Najwyraźniej jego towarzyszka to wyczuła, lub dostrzegła w wyłomie, bo rozległ się cichy śmiech.
- Nie musisz się bać. Nie jestem milicjantką. Od polityki też trzymam się z dala.
- Wiec, kim jesteś?
- Marusia. Studentka z biednego Berlina zachodniego. Słyszałam jak zastanawiałeś się, dlaczego życie jest tak okrutnie niesprawiedliwe i umieściło cię po niewłaściwej stronie muru. Wiem coś o tym. Ja sama chciałabym wrócić do naszego małego komunistycznego światka, ale nie mogę. Nie dostałam wizy.
- Chcesz wrócić… tutaj?- W głosie Dymitra zabrzmiało powątpienie.- Co jest tu, czego tam nie dostaniesz?
- Moja matka.- Wyszeptała to niemal niedosłyszalnie.- Widzisz moje całe życie obracało się wokół Partii i wiary w jedną, naiwną opowieść żebraczki. Miałam poznać księcia, żyć długo i szczęśliwie w państwie socjalistycznym. Wszystko było dobrze póki milicja nie zaczęła się nami interesować. Mój dziadek naraził się Partii, spisywał opozycyjne raporty i wydania, wciąż wmawiając matce, że to jego biografia. Skończył za to jak skończył, drakońskie prawo socjalizmu.
Mężczyzna usłyszał tylko ciche, zachrypnięte westchnienie, głos Marusi zamilkł na kilka dobrych chwil.
- Nie zdradziłeś mi jeszcze jak się nazywasz, nieznajomy.- Przypomniała mu. Wyczuł w jej głosie nutę niepewności.
- Dymitr Fiodorowicz.- Starał się zatuszować konsternację, na pozór wesołym tonem głosu. Zdradziła mu już niemal całą historię swojego życia, nie znając nawet jego imienia. Co za dziewucha.
- Wiesz, że można nauczyć się całej sonaty sypiając z nią pod poduszką?- Dziewczyna na powrót odezwała się wesoło.- Chciałabym posłuchać skrzypiec mojego księcia.
- Skrzypiec?- Dymitr zamarł wpatrując się w kamienny mur jak urzeczony.
- Dostałam list, na kilka miesięcy po tym jak wysłałam swój. Profesor na uczelni powiedział mi, że to Sonata Księżycowa Beethovena. Dlatego poszłam na akademię muzyczną. Dziewczynka z partyjnego domu zakochana w kawałku papieru. Zabawne prawda?
- Muszę już iść!
Zerwał się gwałtownie czując jak cała krew odpływa mu z twarzy. Jak przez mgłę przypominał sobie wydarzenia sprzed paru lat. Zadymka, kartka żywnościowa na cukierki, sonata…
Usłyszał zawiedziony jęk Marusi i wyraźnie usłyszał jak dziewczyna zbiera się do wyjścia.
- Zaczekaj!
Nie spodziewał się, że krzyknie. Kilkoro przechodniów spojrzało na niego współczująco. Ot, kolejna ofiara zmęczenia i wyrabiania 300% normy. Kolejne słowa wyszeptał już niedosłyszalnie:
- Przyjdź tu w nocy. Proszę.
Nie usłyszał odpowiedzi.



CZ. IV „Sonata na dwa komunistyczne serca”
Miejsce akcji: Berlin.
Czas akcji: 09/10. kwietnia 1968r.

- Jesteś idiotą!- Gilbert, wyrwany z objęć swojej żony na niebezpieczną wyprawę pod mur berliński rozglądał się bacznie na wszelkie możliwe strony.- Jak nas złapią, to nawet Partia nas z ciupy nie wyciągnie! O ile w ogóle będziemy żywi.
- Jak nie chcesz, żeby nas złapali to się zamknij.- Po raz pierwszy odkąd pamiętał, Dymitr warknął na przyjaciela. To jednak starczyło, aby Gilbert posłusznie zamilkł, przerażony możliwością złapania.
Podeszli pod mur, a mężczyzna ukląkł w tym samym miejscu, co zaledwie kilka godzin wcześniej.
- Marusia?- Zapytał cicho.
- Przyszedłeś… Bałam się, że to tylko żart…
Głos dziewczyny był znacznie cichszy niż rano. Fiodorowicz odetchnął głęboko. Wiele by dał, aby być teraz przy niej.
- To było tyle lat temu.- Wygrzebał z kieszeni resztkę kartki sprzed lat i wsunął ją przez szczelinę do innego świata. Wolnego świata.
Kobieta milczała długo, oglądając list. Ten sam, który będąc dzieckiem napisała do księcia z bajki. Potem wyszeptała tylko jedno słowo.
- Zagraj.
- To szaleństwo mój przyjacielu, ale wiesz, że za to cię szanuję.- Mruknął Gilbert, wypatrując patrolu milicji.- Graj szybko i zmywamy się stąd.
Przyłożył smyczek i powoli, dokładnie rozpoczął Sonatę księżycową. Nikt nie mógł mu przeszkodzić. Widma smutku, rozpaczy i szarej rzeczywistości rozmywały się urzeczone delikatnością dźwięków. Trwało to niedługo. A jednak na te kilka minut zdołał zatrzymać świat. Zrobił to tylko dla niej. Dla nieznajomej. Dla Marusi.
Zacisnął powieki, kończąc doskonałą Codę, po czym spojrzał na zasnute chmurami niebo. Czy mu się tylko zdawało, czy to wielki Beethoven błysnął uśmiechem przygrywając mu na wietrze?
- Patrol.- Głos Gilberta oderwał go od marzeń. Milicja byłą coraz bliżej.
- Idź już.- Usłyszał słodki, przepełniony miłością i wdzięcznością głos Marusi.- Nic nie trwa wiecznie. Mur runie, a ty będziesz przy mnie, mój książe.
Mężczyźni odwrócili się szybko, odchodząc w boczną uliczkę, jednak zatrzymali się gwałtownie słysząc słodkie tony fletu.
- Co ona gra?
- Melodię wolności.- Wyszeptał Dymitr przełykając ostatnie słone łzy.- Gra „Odę do radości”, Gilbercie.


Ostatnio zmieniony przez Valkiria dnia Pią 16:02, 30 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Czw 14:59, 29 Wrz 2011
Don Self
Geniusz
Geniusz



Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 554
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: mężczyzna

Post
Witam! Chciałbym się na temat tego tekstu w dwóch słowach wypowiedzieć. Mianowicie: na wstępie powiem, że opowiadanie mi się podobało. Początek był dosyć interesujący, chociaż mogłoby być dużo lepiej. Język był taki aksamitny, a jednocześnie bardzo wyrazisty, co oczywiście idzie na plus.
Dodatkowym plusem tego tekstu jest historia w nim zawarta, bo ciekawi, wciąga i intryguje. Co do interpunkcji i gramatyki nie będę się wypowiadał, bo zwyczajnie mam mało czasu. Muszę dokończyć własny tekst i go tutaj wrzucić, a w dodatku moi nauczyciele skutecznie utrudniają mi znalezienie wolnej chwili.


Post został pochwalony 0 razy
Sob 19:54, 08 Paź 2011 Zobacz profil autora
Valkiria
Gość






Post
Drogi Don Self.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że cały tekst mógłby być znacznie lepszą opcją literacką. A jednak przymus dziesięciu związków frazeologicznych udaremnił mi osiągnięcie przysłowiowych wyższych lotów (w dodatku nadmienię tu, że jest to moja pierwsza próba napisania opowiadania od dłuższego czasu). Za rzetelną ocenę dziękuję, wsparła mnie na duchu.
Nie 15:21, 09 Paź 2011
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum Napiszemy Strona Główna » Wasza twórczość literacka / Opowiadanie Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin